"Zaczyna się zawsze tak samo. Od reklamy na Facebooku, Instagramie, TikToku, w Google. To może być banner dotyczący inwestycji w kryptowaluty, w złoto, reklama cudownego leku na stawy albo na serce, szokujące zdjęcie pobitej celebrytki albo gigantyczna przecena ubrań, obok której trudno przejść obojętnie" - czytamy w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej", opisującej historie osób złapanych na oszustwo inwestycyjne.
Jedną z nich jest pani Sylwia (imię zmienione), która prowadzi własny biznes. Zobaczyła reklamę z Elonem Muskiem, który zachwalał inwestycję. Kliknęła, zostawiła kontakt do siebie, po czym zadzwoniła do niej konsultantka, a następnie "przypisany do jej aktywów" analityk, cierpliwie tłumaczący, jak będą inwestowane jej pieniądze, a mianowicie w złoto, ropę, rynki futures i kryptowaluty.
Początkowo wpłaciła 1200 zł, widząc na stronie, że majątek się pomnaża, wpłaciła więcej. - Przelaliśmy z naszych oszczędności ok. 42 tys. zł (10 tys. euro). Po trzech tygodniach wypracowaliśmy ok. 4-5 tys. euro zysku. Wtedy sam analityk namawiał mnie, żebym wypłaciła część i sprawiła sobie jakąś przyjemność - opowiada kobieta w rozmowie z "GW".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sprowokowana m.in. rosnącym kursem bitcoina przelewała kolejne pieniądze, aż musiała wziąć kredyt. W sumie "inwestycja" pochłonęła 300 tys. zł, a skończyła się, gdy do pani Sylwii zaczęła pisać (fałszywa) brytyjska skarbówka, domagając się zapłaty podatku w dolarach albo kryptowalutach.
Oszustwa na co najmniej 300 mln zł
Podobnych historii było w 2024 r. dużo więcej, tym bardziej że jedną z metod oszustw jest podawanie się za kancelarie prawnicze, które zapewniają, że mogą odzyskać pieniądze stracone... w innych oszustwach.
Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że w trzech pierwszych kwartałach 2024 r. doszło do 32 tys. oszustw inwestycyjnych, w których Polacy stracili blisko 300 mln zł. Stąd wniosek, że w całym 2024 r. to była kwota wyższa.
Duży problem tkwi w tym, że do oszustw inwestycyjnych wykorzystywane są często deepfejki (deepfake), czyli zmanipulowanych przez AI nagrań albo zdjęć, wykorzystujących wizerunek, a nawet głos znanych osób.
- Każdego miesiąca zauważamy co najmniej kilkaset, ok. 800, reklam oszustw w serwisach społecznościowych - mówi serwisowi Wyborcza.biz Michał Ołowski z Ośrodka Badań nad Bezpieczeństwem Sztucznej Inteligencji w NASK. Wykorzystano w nich co najmniej 139 osób publicznych.