Wojna techniczna, czyli taka, jaką ludzkość zna od drugiej połowy XIX wieku, zużywa ogromne ilości materiałów w krótkim czasie. Dotyczy to żywności, paliwa, ale przede wszystkim amunicji. Wbrew pozorom kluczowa nie są tu naboje do karabinów, lecz pociski do armat i rakiety do wyrzutni. Jak szacują historycy, armie pierwszej wojny światowej miesięcznie wystrzeliwały w kierunku wroga po milionie pocisków artyleryjskich podstawowych kalibrów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mimo upływu czasu podobnie jest na wojnie rosyjsko-ukraińskiej, odkąd rozgorzała z pełną siłą w lutym 2022 r. Na początku 2024 r. amerykański dziennik "Wall Street Journal" szacował, że Ukraińcy wystrzeliwali wówczas w kierunku rosyjskich pozycji po dwa tysiące pocisków dziennie, podczas gdy Rosjanie zasypywali Ukraińców około dziesięcioma tysiącami pocisków każdego dnia.
Był to czas, gdy w Kongresie USA przeciągało się pakietu pomocy militarnej dla Kijowa. Ukraińcy oszczędzali więc amunicję. Gdy wreszcie w kwietniu udało się przełamać polityczny impas w Waszyngtonie, na Ukrainę popłynęły nowe pociski i proporcje zużycia amunicji miały się zmienić na bardziej korzystne dla obrońców.
Jeszcze latem 2023 roku, w okresie - jak się potem okazało nieudanej - kontrofensywy Ukraińców na południu kraju, mieli oni przewagę w artylerii. Według szacunków "WSJ" każdego dnia wystrzeliwali około siedmiu tysięcy pocisków, podczas gdy Rosjanie - około pięciu tysięcy.
Od lutego 2022 r. Rosjanie w szczytowych momentach wystrzeliwali dziennie około 60 tysięcy pocisków artyleryjskich. Z kolei Ukraińcy - około 10 tysięcy - oszacował w rozmowie z PAP emerytowany generał brygady Jarosław Kraszewski. To były szef polskich artylerzystów w Wojskach Lądowych, a potem najwyższy rangą wojskowy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego za pierwszej kadencji prezydenta Andrzeja Dudy.
Generał dodał, że Ukraińcy strzelają bardziej punktowo, korzystając z nowoczesnych systemów kierowania ogniem. Tymczasem Rosjanie walczą raczej według starej szkoły, stosując na przykład nawały ogniowe. Tak wyglądają obecnie walki w Donbasie, gdzie Rosjanie powoli posuwają się do przodu, dzięki temu, że dosłownie mielą ukraińskie pozycje ogniem artylerii. Tak było, gdy zdobywali Bachmut w 2023 roku oraz Siewierodonieck i Lisiczańsk w 2022 r.
- Świat myśli, że siły zbrojne Rosji są siłami typowo pancernymi. To nieprawda. Rosjanie są zakochani w artylerii. Ich armia jest armią artyleryjsko-rakietową. Oni kochają ogień, kochają zużywać mnóstwo amunicji. Bez zmasowanego ognia artylerii nie ma u nich działań podkreślił Kraszewski.
Zwrócił uwagę, że przeciętna rosyjska brygada zmechanizowana ma dwa-trzy dywizjony artylerii, w tym jeden z wyrzutniami rakiet. W Polsce w składzie brygady zmechanizowanej jest jeden dywizjon artylerii.
Rosjanie zużywają ok. 10 mln pocisków rocznie
Generał podkreśla, że również siły zbrojne USA i armie innych państw NATO walczą tak, by przy pomocy artylerii i lotnictwa (w tym bezzałogowego) obezwładnić przeciwnika na ziemi. Wszystko po to, by własna piechota mogła zajmować teren przy jak najmniejszym ryzyku strat w ludziach.
60 tysięcy pocisków dziennie, czyli szacowana przez gen. Kraszewskiego maksymalna ilość amunicji wystrzeliwana przez Rosjan w Ukrainie, to 1 milion 800 tysięcy miesięcznie i 21,6 mln rocznie. Przywoływane wyżej szacunki "WSJ" wskazują jednak, że artyleria agresora nie prowadzi ognia z taką intensywnością przez cały konflikt.
- Zużycie amunicji artyleryjskiej zależy od tego, z kim się walczy, jak się prowadzi ogień, na jakim etapie wojny się jest i co się planuje - zauważył generał Kraszewski.
Jego zdaniem Rosjanie na Ukrainie zużywają około dziesięciu milionów pocisków rocznie.
Rosjanie mieli zapasy z czasów zimnej wojny, a i tak muszą się ratować dostawami z zagranicy. Prawdopodobnie kupują pociski w Korei Północnej, na pewno sięgają po irańskie drony kamikaze, czyli w języku wojskowych: amunicję krążącą.
Ukraińcy mają dostawy z Zachodu. W marcu 2023 roku Unia Europejska obiecała Kijowowi milion pocisków do artylerii w ciągu roku. To się nie udało, chociaż honor Europy ratują Czechy, których rząd pośredniczy w pozyskaniu z całego świata kilkuset tysięcy pocisków różnych kalibrów. Dostawy amunicji, w rytmie zatwierdzania kolejnych pakietów pomocy, płyną też z USA, ale również nie bez problemów.
Generał Kraszewski uważa, że najtańsza i najłatwiejsza do zrobienia jest amunicja odłamkowo-burząca. - Z jednej linii produkcyjnej można wyciągnąć około 160-180 tysięcy pocisków rocznie - ocenia.
Jego zdaniem cała lub prawie cała obecna rosyjska produkcja idzie na potrzeby frontu i nie wiadomo, czy Rosjanie odtwarzają zapasy w magazynach.
Fabryki amunicji w Polsce. "Powinny być rozproszone"
Światowym potentatem w produkcji trotylu jest Nitro-Chem z Bydgoszczy. Prochy i ładunki miotające robi Gamrat z Jasła w woj. podkarpackim, a same pociski sprzedaje wojsku Dezamet z Nowej Dęby, również na Podkarpaciu. Wszystkie trzy zakłady są częścią państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. - Przy czym Dezamet dopiero zaczyna przygodę z produkcją, bo do tej pory składał amunicję z komponentów importowanych ze Słowacji - zwrócił uwagę generał.
Podkreślił, że oba podkarpackie zakłady znajdują się na wschodzie kraju, zbyt blisko potencjalnego przeciwnika. Kraszewski przypomniał, że ukraińskie zakłady zbrojeniowe, np. w Charkowie i Kijowie zostały zaatakowane już w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji na pełną skalę.
- Produkcja pocisków powinna być rozproszona w kilku, jak nie w kilkunastu miejscach, żeby wyeliminowanie jednego nie spowodowało zakłócenia funkcjonowania pozostałych - zalecił emerytowany generał.
Jego zdaniem "w Polsce jest przestrzeń dla minimum trzech fabryk produkujących po sto tysięcy pocisków rocznie, co w ciągu kilku lat pozwoli zapełnić magazyny".
Generał Kraszewski uważa, że 650-700 milionów złotych pochłonie budowa linii do produkcji amunicji artyleryjskiej. Z kolei 4000-4500 dolarów to koszt jednego pocisku do haubicy kalibru 155 milimetrów, wspólnego dla NATO. Takie są armaty polskich Krabów, niemieckich Panzerhaubitze 2000, francuskich CAESAR, amerykańskich Paladinów, południowokoreańskich K9 i wielu innych dział zachodniej produkcji.
Ile pocisków do artylerii ma obecnie Wojsko Polskie? - Poziom zapasów amunicji jest niejawny - mówi gen. Kraszewski.
Od początku tygodnia trwa dyskusja na temat budowy fabryki amunicji artyleryjskiej w Polsce. Chodzi o rządowy program "Narodowa Rezerwa Amunicyjna" służący wybudowaniu fabryki produkującej amunicję kalibru 155 mm, który został powołany w pierwszej połowie ubiegłego roku. Jak wskazał portal Onet, do realizacji inwestycji wyznaczono spółkę Polska Amunicja, którą tworzą rządowa Agencja Rozwoju Przemysłu i trzy podmioty prywatne, które nie miały w tym zakresie doświadczenia. Teraz los fabryki stoi pod znakiem zapytania.