Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: Czy w przededniu formalnej kampanii prezydenckiej widać jakieś nowe tendencje w sieci?
Michał Fedorowicz, analityk mediów społecznościowych, specjalista od komunikacji kryzysowej, przewodniczący Res Futura: Widać wkurzonych facetów, którzy idą jak po swoje. Podobnie jak zrobiły wkurzone kobiety w 2023 roku.
O co chodzi z tymi facetami?
Najłatwiej dostać dzisiaj lajka i zasięg, będąc facetem w mediach społecznościowych, który chce wyrazić swoją opinię. Widać ogromny wzrost zaangażowania mężczyzn z małych i średnich miast, którzy bezdyskusyjnie wchodzą w politykę, ale nie szczegółowo - oddają atmosferę wkurzenia na gospodarkę, zmęczenia. Tego, że muszą tyrać na dwa etaty, a mimo to im nie starcza. Tego, że wszystko jest dla kobiet, dla dzieci, a dla nich nie ma nic. Ja to nazywam powolną kontrrewolucją, która przyszła z Donaldem Trumpem przy drugich wyborach, gdzie są faceci, którzy mówią wprost: żadne już LGBT, żadne "pier***lolo", po prostu zwyczajny, normalny, poukładany świat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czyli po roku nowych rządów ci faceci już mają dość?
Chodzi raczej o to, że z perspektywy informacyjnej to jest dla nich jakiś chaos. Media produkują liczbę komunikatów tak dużą, a politycy tworzą taki chaos, że nic już nie jest stałe. Wojna, polityka, sądy, kto jest winny, kto niewinny, czyj sąd jest lepszy. I to wszystko sprowadza się do tego, że z perspektywy ułożonego życia, jakie było przez ostatnie osiem lat, świat się nagle załamuje.
Ale jakie to było "poukładane życie"? Była wojna, pandemia i narzekanie na rząd PiS.
Tylko że dziś z perspektywy tego wkurzonego faceta nie ma kasy. Rośnie za to liczba zapytań dotyczących kredytów, chwilówek, dodatkowych etatów na Ubera, codziennie jakiś zakład gdzieś zwalnia. Może to bezrobocie nie rośnie, ale gdzieś nagle coś się kończy, szczególnie w mniejszych miejscowościach. To wszystko rodzi bardzo duży poziom niepewności. Chaos dla faceta.
W dodatku PiS bardzo szybko przeszedł na taką komunikację, że za wszystko odpowiada obecny rząd, że tak naprawdę nikt nie podpisywał Zielonego Ładu, nie było żadnego Polskiego Ładu. I z perspektywy faceta - którego jest coraz więcej na TikToku - wystarczy, że się skrytykuje Tuska i od razu są lajki, wyświetlenia, zasięgi. Rośnie pewien rodzaj kontrrewolucji, która przekłada się na to, że ci ludzie ani nie chcą PiS, ani PO i, co widać w sondażach, rośnie powoli, ale systematycznie Konfederacja.
Czyli obecny rząd tych ludzi wkurza, ale nie przekłada się to na narrację "PiS-ie, wróć"?
Absolutnie nie. Jest za to myślenie "to może w końcu Konfederacja".
Mieliśmy w tym roku dwucyfrowe wzrosty płac, duże podwyżki w budżetówce. Realnie te płace też wzrosły. A mimo to frustracja dotycząca stanu gospodarki rośnie?
Tematy związane z inflacją, gospodarką, płacami, zwolnieniami są codziennie pierwszym, drugim albo trzecim najczęściej komentowanym tematem w Polsce. Teoretycznie, z perspektywy gospodarczej państwa, dane są dobre, ale mieliśmy już taką sytuację w 2014 roku, gdzie dane były dobre, wychodziliśmy z kryzysu, a społeczeństwo tego nie akceptowało.
Dziś ponownie widać, że atmosfera w mediach społecznościowych jest taka, że jest źle gospodarczo. To zaczęło się zaraz po powodzi i trwa do dzisiaj. Mamy trzeci miesiąc takiego poczucia, że jest beznadziejnie.
Rząd pewnie jest dodatkowo obwiniany za powódź i jej skutki?
Internet stwierdził, że za powódź odpowiada Anna Zalewska (chodzi o sprawę oprotestowanych planów budowy systemu suchych zbiorników retencyjnych w okolicach Kłodzka - przyp. red.). W raportach takich wskazań było najwięcej. Zaledwie 6 proc. wskazań było o tym, że pogoda spowodowała powódź. Za powódź są odpowiedzialne albo PiS, albo Platforma. Nie deszcz.
A co z tematami, które próbują narzucić nam politycy? Np. kwestia rozliczeń PiS?
Najważniejszym tematem z perspektywy użytkownika sieci są tematy gospodarcze. Drugim są tematy polityki tożsamościowej - "PiS, PO - jedno zło" i do tego Konfederacja, która wchodzi na scenę bardzo mocno. To są trzy główne ośrodki, które dystrybuują informacje.
Kwestia rozliczeń jest ważna tylko dla sympatyków Platformy Obywatelskiej. Jeżeli nie idzie, tak jak np. z Marcinem Romanowskim - rząd może im tłumaczyć, że jest on po prostu ruskim agentem. To jest wytłumaczenie wszystkich niepowodzeń rządu. Po oblanym teście na aborcję, bo ta koalicja od roku nie potrafi tej sprawy załatwić, jest wytłumaczenie, że PiS cały czas rządzi jako taki deep state (ci, którzy rządzą z ukrycia - przyp. red.). Z perspektywy użytkowników Platformy rozliczenia są więc bardzo ważne, natomiast absolutnie nie są ważne np. dla wyborców Konfederacji.
Koalicja sporo paliwa zużyła na tematy światopoglądowe, takie jak liberalizacja prawa do aborcji czy regulacja związków partnerskich.
Z perspektywy wkurzonego faceta ze średniego czy małego miasta, to jest temat, który nie napełnia mu kieszeni. Jakby to dowieźli, to by dowieźli i po sprawie, a oni nie są w stanie tego przez rok dowieźć.
Spory koalicyjne wokół tych spraw są dla nich jak kiełbasa Bismarcka - po co ludzie mają oglądać, jak się robi kiełbasę? A z perspektywy faceta, który wstaje rano, jedzie do zakładu pracy, pracuje, potem jeszcze musi pracować na Uberze czy gdzieś dorabia, oni siedzą, gadają i niczego nie dowożą.
A jak ludzie odbierają ruchy rządu typu zmiany w składce zdrowotnej, wakacje od ZUS, kolejne deregulacje?
Osiem lat rządów PiS-u zakrzywiło kwestię polityki. Nie ma dzisiaj ludzi, którzy pamiętają politykę przedkoalicyjną. Rządzi jedna partia, daje rozkaz i jedzie. Ludzie przyzwyczaili się do legislacyjnego walca. Tymczasem przeciągające się dyskusje o reformie w składce zdrowotnej pokazały chaos. A to spowodowało, że wszyscy są już zmęczeni samym tematem i mało kto go rozumie.
A jest taki drażliwy temat jak na przykład ceny energii. Jakoś rozmontowany przez rząd - były osłony, została wprowadzona maksymalna cena.
Tylko tu jest inny problem. Rząd PiS przyzwyczaił wszystkich do chwalenia się. A obecnie z wyjątkiem KPO, które gdzieś jest reklamowane, praktycznie żadne kwestie dotyczące działań rządu nie zostają w serwisach informacyjnych. Nie ma prowadzonych kampanii informacyjnych, do których rząd PiS-u przyzwyczaił (wyborców - przyp. red.), gdzie powtarzalność komunikatu przez miesiąc była bardzo duża.
Z drugiej strony mamy bardzo silną telewizję Republika i w ogóle silny prawicowy YouTube, który zniekształca komunikację rządową. Bez płatnych kampanii komunikacyjnych rząd nie jest w stanie się skutecznie komunikować.
Czy w takim razie wchodzimy w erę, gdzie wcale nie trzeba mieć milionów na kampanię, tylko trzeba rozumieć mechanizmy, algorytmy i generować zasięgi?
Wróciliśmy do okresu, gdzie najważniejszy w kampanii w mediach społecznościowych jest wkład intelektualny. Liczy się dobre "sprasowanie" tematów do krótkiego czytelnego komunikatu i podanie go w sposób atrakcyjny. To oznacza, że musi być za tym jakiś pomysł.
Dziś media społecznościowe są w całkowicie innym miejscu. Z jednej strony są ich algorytmy, z drugiej jak je wykorzystać pokazała kampania Trumpa. Tam widać, że na końcu są jakieś nowe idee, które się budzą, jakieś nowe postrzeganie rynku pracy, nowe postrzeganie ekonomii, geopolityki, tylko opakowane w prosty komunikat.
Czyli przed nami kampania nieracjonalności?
Kampania nieracjonalności w klimacie gospodarczym. Media społecznościowe nienawidzą racjonalności. Dajesz za dużo argumentów, za dużo uzasadniasz, za bardzo niuansujesz - przegrywasz.
Media społecznościowe doprowadziły do braku autorytetu. Możesz powiedzieć największą głupotę pod swoim nazwiskiem i będą ci bili brawo. Jest pewien rodzaj kontrrewolucji po 15 października, a rząd nie pomaga sobie w tej sytuacji.
A jak w tym wszystkim wygląda kwestia polityki klimatycznej? Nie tylko po stronie opozycji, ale także koalicji, mamy komunikaty, że powinna nastąpić korekta czy jej rewizja.
Zielony Ład jest dzisiaj takim "Putinem" tematycznym, stał się totemem zła. Zielony Ład odpowiada za wszystko. Jak nie masz pieniędzy - to przez Zielony Ład. Zwolnienie cię z pracy - przez Zielony Ład. Rośnie cena jakiegoś produktu - znowu - przez Zielony Ład. To już są kwestie kulturowe. Więc Zielony Ład dzisiaj, z perspektywy użytkowników sieci, to jest kompleks działań. Wszystko po to, żeby ich pozbawić pieniędzy.
A argumenty, że zmiana klimatu jest faktem, że była powódź, że mamy kolejne rekordy temperatur?
To jest to, o czym mówiłem wcześniej. Za dużo niuansowania. Jak jest powódź, to odpowiada za nią PiS albo PO.
Coś innego będzie istotne w kampanii oprócz gospodarki?
Ona będzie miała największy wpływ. Ale jest też temat dotyczący wysłania wojsk na Ukrainę. On bardzo mocno buzuje, bo to kolejny kamyczek do ogródka tych facetów, od których zaczęliśmy. To oni dziś się zastanawiają, jak to na nich wpłynie. "Czyli co, wyślą nas teraz na Ukrainę?" I tu Mentzen jest jedyny, który mówi bezwarunkowo - nie.
Jesteśmy (Polacy - przyp. red.), co zresztą widać w sondażach CBOS-u, na stanowisku, że wojna powinna się zakończyć teraz. W ogóle w kontekście wojny nastroje antyukraińskie w Polsce są dużo wyższe niż przed 2022 rokiem. Widać w tym kontekście wrażliwość i podbijanie tych tematów w kontekście bezpieczeństwa i przestępczości. Jakikolwiek pijany kierowca, to od razu w sieci pojawia się narracja, że na pewno był to Ukrainiec. Rośnie po prostu szowinizm.
Które z mediów społecznościowych będzie w tej kampanii istotne?
Wszystkie. YouTube jest dzisiaj podstawowym źródłem pozyskiwania informacji. Jak sobie zobaczymy, skąd ludzie czerpią wiedzę o świecie - 75 proc. z portali internetowych, 70 proc. z mediów społecznościowych. Na pierwszym miejscu jest Facebook, drugi YouTube, potem TikTok. Twitter jest dla dziennikarzy, którzy przekazują informacje dalej, więc jest istotny, jeśli chodzi o tworzenie newsów.
Instagram będzie istotny dla Rafała Trzaskowskiego, bo jest tam więcej kobiet, jest bardziej lewicowy i ma dużo użytkowników z dużych miast.
Roman Giertych chwalił się na X, że "Silni Razem" i "Sieć na wybory" znów przejęli stery i narzucają swoje hasztagi. To ma znaczenie?
17 grudnia Elon Musk ogłosił, że hasztagi będą obniżane, będą miały niższe zasięgi i rozumienie tych mechanizmów jest najważniejsze. Już dziś z perspektywy kampanii wyborczej hasztagi są drugorzędne. Mentzen produkuje bardzo dużą liczbę treści na różne tematy i nie działa w sposób mechaniczny, że będziemy teraz wszystko udostępniać hasztagami, tylko wrzuca film i ludzie sami organicznie go dystrybuują.
Na jeden wyświetlony film Nawrockiego wyświetla się 15 filmików Mentzena. Na jeden wyświetlony Tiktok Trzaskowskiego wyświetla się 17 Mentzenów, a na Biejat jakieś 150. To jest taka przewaga.
A nowe platformy społecznościowe? Przed chwilą widzieliśmy migrację części użytkowników X czy nawet redakcji na Bluesky.
A odczuliście po miesiącu wycofanie się "Gazety Wyborczej" z Twittera? Twitter (od lipca 2023 r. działa pod nową nazwą X - przyp. red.) dzisiaj z perspektywy polityki jest kluczowym medium społecznościowym do politycznej nawalanki. Tam są politycy. Media społecznościowe są żywe, jeśli jest konfrontacja, wtedy podbijają je algorytmy. Jeśli wszyscy mają te same poglądy, to nie ma emocji. To widać dziś na BlueSky'u, a wcześniej widzieliśmy przy Albicli, którą próbował tworzyć Tomasz Sakiewicz z "Gazety Polskiej".
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl