Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl: Z danych warszawskiego ratusza wynika, że przez Warszawę przewinęło się ponad 300 tys. uchodźców z Ukrainy. Do stołecznego urzędu pracy zgłosiło się natomiast nieco ponad dwa tysiące Ukraińców. To bardzo niewiele. Jaki jest tego powód?
Monika Fedorczuk, szefowa warszawskiego urzędu pracy*: Te 300 tysięcy Ukraińców, które trafiło do Warszawy, to była bardzo zróżnicowana grupa. Część z tych osób przejechała przez Warszawę i udała się w dalszą drogę, np. do Niemiec, krajów Beneluksu i Kanady. Część już wróciła do siebie, na Ukrainę. Powroty te nasiliły się szczególnie po ustabilizowaniu sytuacji w Kijowie, ale nie tylko. Ludzie wracają, jeśli tylko w ich regionie jest w miarę bezpiecznie. Wielu uciekło ze swoich domów, tak jak stali, bez niczego.
Warto też pamiętać, że część uchodźców, która do nas trafiła, pracuje z Polski zdalnie. Niektóre przedsiębiorstwa na Ukrainie funkcjonują "normalnie", w związku z tym, jeśli to tylko możliwe, ludzie wykonują swoje obowiązki na odległość. Znam panią, która pracuje w ukraińskim banku i robi to zdalnie z Warszawy.
Ukraińcy uciekali do Polski, bo mają tu rodziny, znajomych lub zaprzyjaźnionych Polaków. Czy te znajomości pomogły nowo przybyłym odnaleźć się na naszym rynku z pominięciem urzędów pracy?
Zdecydowanie tak. Ta sieć powiązań i znajomości bardzo ułatwia uchodźcom start w nowej rzeczywistości. Uchodźcy bardzo aktywnie sami też poszukują pracy.
Kim są więc ci, którzy jednak przyszli do urzędów pracy?
Na ogół są to osoby, które nie mają źródeł dochodów. To ludzie bez żadnych oszczędności. Najstarsza Ukrainka, która zarejestrowała się w warszawskim urzędzie pracy, ma 74 lata, a najmłodsza -18. Osoby te muszą i chcą pracować, by przetrwać. Potrzebują również wsparcia w szukaniu pracy, bo na ogół nie znają języka polskiego.
Jeśli spojrzymy na liczby bezwzględne, to te dwa tysiące osób, które zgłosiły się do stołecznego urzędu pracy, wydają się niewielką liczbą w całej rzeszy uchodźców. Jednak, od kiedy w życie weszły nowe przepisy dotyczące ułatwień przy zatrudnianiu Ukraińców, a było to w połowie marca, zarejestrowano ponad 12,5 powiadomień o powierzeniu wykonywania pracy obywatelowi Ukrainy, a więc są to osoby, które już podjęły pracę. Ponadto przyjęliśmy 14 tysięcy oświadczeń pracodawców o powierzeniu pracy obywatelowi Ukrainy. Zatem po zsumowaniu daje to łącznie prawie 30 tysięcy uchodźców, którzy legalnie u nas już pracują.
Czy do urzędu pracy trafiają również Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski przed wojną?
To są bardzo rzadkie, pojedyncze przypadki. Przeważają osoby, które przyjechały do Polski bez żadnego przygotowania i rozeznania naszego rynku pracy. Takie, które wcale nie zamierzały wyjeżdżać z Ukrainy, ale musiały podjąć decyzję o ucieczce przed wojną, by ratować swoje dzieci.
Czy wśród osób, które zgłaszają się do urzędu pracy są również mężczyźni, czy są to wyłącznie kobiety?
Na 2029 zarejestrowanych osób aż 1877 to kobiety. Uchodźców - mężczyzn z Ukrainy - jest bardzo niewielu. Ci, którzy się do nas zgłosili, to osoby powyżej 45. roku życia (ponad 50 proc. zarejestrowanych mężczyzn) lub osoby z niepełnosprawnością. Reprezentują różne zawody, chętnie podejmą pracę w logistyce, przy pakowaniu produktów, na produkcji.
Z relacji znajomych wiem, że mężczyznę, który nie broni swojego kraju, a np. wyjeżdża za pracą za granicę, spotyka w Ukrainie społeczny ostracyzm. Znam małżeństwo, gdzie ona jest Ukrainką, a on Litwinem z pochodzenia. Mieszkali na Ukrainie. Kiedy wybuchła wojna, on nie miał żadnego obowiązku bronienia Ukrainy, a mimo to został tam, bo tak silna była presja rodziny i znajomych.
Wróćmy zatem do zarejestrowanych w urzędzie kobiet. Z danych wynika, że wśród nich co dziesiąta nie ma żadnego zawodu. Tymczasem średnia ich wieku to ponad 40 lat. Nie są to więc studentki czy uczennice, ale raczej gospodynie domowe. Czy te osoby nigdy na Ukrainie zawodowo nie pracowały?
To są panie w wieku pomiędzy 30 a 50 lat z dziećmi. Schemat jest taki, że przyjeżdża matka z dziećmi oraz babcią tych dzieci albo np. dwie siostry z dziećmi. Te panie bez żadnego zawodu to faktycznie na ogół gospodynie domowe. Ich mężowie pracowali np. w Polsce lub w miarę dobrze zarabiali na Ukrainie i byli jedynymi żywicielami rodziny. Kiedy wybuchła wojna, kobiety te uciekły z dziećmi do nas i muszą sobie radzić finansowo same.
Czy od tych kobiet można wymagać, by poszły do pracy? Nie mają żadnego zawodu, nie znają języka, muszą opiekować się dziećmi lub starszymi, chorymi matkami. Niektóre przeżyły traumę wojny. Czy to jest w ogóle materiał na pracownika?
Środki pomocowe, które dostają od państwa polskiego na dzieci, raczej nie pozwolą im się z tego utrzymać na dłuższą metę. Również pomoc, która idzie ze strony społeczeństwa polskiego już się powoli wyczerpuje, w związku z tym pójście do pracy będzie dla nich koniecznością. Kluczowe jest to, by miały zapewnione miejsce opieki dla dzieci. Potrzebne są dla nich miejsca w żłobkach, przedszkolach i szkołach.
Ale miejsc w żłobkach i przedszkolach brakuje też dla polskich dzieci. Uprzywilejowywanie Ukrainek będzie prowadzić do konfliktów. Już można wyczytać na forach internetowych opinie, że ukraińskim matkom jest łatwiej niż polskim.
Ukrainki często organizują sobie opiekę nad dziećmi w ten sposób, że jedna zajmuje się grupą dzieci swoich i nie swoich, a pozostałe w tym czasie pracują. Oczywiście, nie wszędzie ten model jest możliwy do zrealizowania. Przed samorządami terytorialnymi stoi więc bardzo trudne zadanie stworzenia potężnej infrastruktury, która pomieściłaby polskie i ukraińskie dzieci.
Warto pamiętać, że im dłużej te kobiety będą poza rynkiem pracy, tym trudniej będzie się je później przywracać do aktywności zawodowej. Istnieje ryzyko, że na rynek pracy w ogóle nie wejdą.
Nie wejdą również na nasz rynek pracy bez komunikatywnej znajomości języka polskiego. W waszym rejestrze jest ponad 100 pielęgniarek ukraińskich. W polskiej ochronie zdrowia dramatycznie brakuje rąk do pracy, w tym właśnie pielęgniarek. Dlaczego te osoby nie zostały jeszcze zatrudnione w szpitalach lub przychodniach?
Właśnie dlatego, że nie znają języka polskiego. Tego zawodu nie można bezpiecznie wykonywać bez biegłej znajomości naszego języka. Pielęgniarki, które dobrze znały polski, z miejsca zostały zatrudnione w placówkach ochrony zdrowia. Dlatego będziemy organizować – z pomocą organizacji pozarządowych – kursy polskiego od podstaw sprofilowanego dla branż, w których Ukrainki mogłyby stosunkowo łatwo znaleźć pracę.
Warto też wspomnieć, że Ukrainki z dobrym angielskim mogą podjąć pracę w centrach usług wspólnych oraz firmach, gdzie językiem porozumiewania się jest angielski. Mamy też takie oferty pracy. Niestety, na ogół osoby, które się do nas zgłaszają, pochodzą ze wschodnich regionów Ukrainy, gdzie nauczano w szkołach rosyjskiego, a nie języków zachodnich.
Z danych warszawskiego urzędu pracy wynika również, że wśród zarejestrowanych osób prawie 60 proc. ma wyższe wykształcenie. Jest wiele księgowych, ekonomistek, nauczycielek. Czy mogą one podjąć pracę w swoim wyuczonym zawodzie w Polsce?
Nie jest to takie proste. Pomijając kwestie językowe, np. w przypadku księgowych nasze systemy podatkowe: polski i ukraiński bardzo się różnią. Ukraińskie księgowe nie znają naszych przepisów prawa ani programów księgowych, nie mogłyby więc samodzielnie wykonywać zawodu. Pomagamy im na początek znaleźć jakąkolwiek pracę lub pracę np. na stanowiskach asystenckich, czyli poniżej ich kwalifikacji.
Podobnie jest w przypadku ukraińskich ekonomistek czy prawniczek, które nie znają zachodnich języków ani polskich przepisów. Nie mają one praktycznie żadnych szans na podjęcie pracy w Polsce w swoim zawodzie.
Zostaje im więc lepienie pierogów w domu i próba ich sprzedaży?
Polacy wiecznie pierogów jeść nie będą. W końcu im się one przejedzą. To zajęcie dorywcze, na krótką metę. Zdecydowanie lepszą opcją jest podjęcie pracy lub otwarcie własnej dzielności gospodarczej.
Czy Ukrainki, które zarejestrowały się w urzędzie pracy, mogą dostać dofinansowanie na otwarcie własnej działalności gospodarczej? Wiele z nich świadczy w domach np. usługi fryzjerskie czy kosmetyczne.
Ustawodawca nie wykluczył obywateli Ukrainy z prawa do dofinansowania działalności gospodarczej. Maksymalna kwota dotacji z urzędu pracy na podjęcie takiej działalności w 2022 roku wynosi blisko 36 tys. zł. W związku z tym, że osoby te jednak słabo lub wcale nie mówią po polsku, urzędy pracy będą bardzo ostrożne w przydzielaniu im tych środków.
Czy uchodźczynie zarejestrowane w urzędzie pracy mają prawo do zasiłku dla osób bezrobotnych?
Nie mają takiego prawa. Zasiłek w Polsce im nie przysługuje.
A jakie są oczekiwania finansowe Ukrainek wobec polskich pracodawców?
Bardzo różne. Niektórzy chcą zarabiać tyle samo, co zarabiali na Ukrainie, pracując w swoich zawodach, ale to tak nie działa. Tłumaczymy im, że bez znajomości języka polskiego nie mogą stawiać takich żądań. Oczywiście, pracodawców obowiązują przepisy dot. płacy minimalnej i te informacje uchodźcom przekazujemy.
Na koniec naszej rozmowy chciałam zapytać o polskich pracodawców. Z treści ogłoszeń o pracę, które są w waszym systemie, wynika, że poszukiwani są głównie kierowcy zawodowi (kierowcy autobusów, taksówek, ciężarówek) oraz pracownicy budowlani. Tymczasem do was zgłaszają się kobiety, które nie mają takich kwalifikacji. Jest więc spore niedopasowanie.
Faktycznie, jest spora wyrwa na rynku pracy, która powstała po wyjeździe wielu mężczyzn na Ukrainę, gdy zaczęła się wojna, i ukraińskie kobiety jej nie wypełnią. Będzie ona się tylko pogłębiała.
Z drugiej strony widać też, że część pracodawców – szczególnie tych w sektorach usług hotelarskich czy gastronomicznych, która zwolniła personel w czasie lockdownów, teraz szuka pracowników, ale omijają urzędy pracy. Dlaczego?
Jest sporo wakatów w usługach, niektórzy pracodawcy wolą jednak szukać pracowników na własną rękę niż za naszym pośrednictwem. Często widzę na warszawskich witrynach przyklejone kartki z ogłoszeniem po ukraińsku typu: przyjmę kucharza.
Dlaczego ci przedsiębiorcy, którzy szukają pracowników, nie zgłaszają się do nas? Myślę, że obawiają się formalności, przez które według ich wyobrażeń będą musieli przejść. Niepotrzebnie. Proces zgłaszania oferty pracy w urzędzie jest teraz zautomatyzowany i odbiurokratyzowany. Oferujemy pracodawcom fachową pomoc i bezpłatną promocję ich oferty pracy. Wystarczy zgłosić ofertę pracy przez www.praca.gov.pl. Warto nas wypróbować.
Monika Fedorczuk* pełni obowiązki dyrektora Urzędu Pracy m. st. Warszawy. W latach: 2012 - 2018 pracowała w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, najpierw w Departamencie Partnerstwa i Dialogu Społecznego, później w Departamencie Funduszy. W latach 2018 - 2022 była ekspertką Konfederacji Lewiatan.
Katarzyna Bartman, money.pl