Pani Klaudia z Nysy została ofiarą nieuczciwego "taksówkarza" w Warszawie. Za kurs z Dworca Centralnego na Mokotów zapłaciła aż 360 zł. Jak relacjonuje w rozmowie z TVN Warszawa, była spóźniona, a "postawny" mężczyzna zaczepił ją, pytając, czy nie potrzebuje transportu.
- Zapytał, czy nie potrzebuję taksówki. Potrzebowałam i to bardzo, więc odpowiedziałam twierdząco. Zapytałam go o cenę, ponieważ znałam przybliżony koszt takiej trasy z aplikacji. Zakomunikował, że trochę więcej, w końcu to taksówka, a nie aplikacja. Dopytałam, o ile więcej, na co on, że kwota będzie zgodna z taryfą - relacojnuje kobieta.
Później, gdy kobieta pytała, skąd tak duża kwota, okazało się, że "taryfa" zapisana była drobnym maczkiem w niewidocznym dla pasażera miejscu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak odróżnić taksówkę od "taksówki"?
Kobieta zgłosiła sprawę na policję, gdzie dowiedziała się, że podobne przypadki są znane funkcjonariuszom. Powiedzieli, że "to cała szajka". Policja, jak relacjonuje pani Klaudia, tłumaczy, że oszuści od kilkunastu lat omijają prawo, działając nie jako taksówki, ale "przewóz osób", co pozwala im na wystawianie wysokich rachunków.
Policja oficjalnie na pytania TVN odpowiedziała, że prowadzi akcję "Przewozy", której celem jest eliminacja nielegalnych przewoźników.
Mł. asp. Bartłomiej Śniadała z Komendy Stołecznej Policji wyjaśnił, że kontrole skupiają się na sprawdzaniu dokumentów przewozowych i kwalifikacji kierowców. W przypadku wykrycia nieprawidłowości, funkcjonariusze podejmują odpowiednie kroki.
Władze Warszawy przypominają, jak powinna wyglądać prawidłowo oznakowana taksówka. Musi mieć żółto-czerwony pas, herb miasta oraz numer boczny. Ważne jest również, aby tabliczka z informacjami o cenach była widoczna dla pasażerów.