Niemcy potrzebują zabezpieczenia dostaw ropy naftowej do swoich ważnych rafinerii. Planując wywłaszczenie Rosjan, narażają się na odwet, w tym potencjalne problemy z dostawami z Kazachstanu.
Polska bardzo pomogła w przeszłości w zapewnieniu dostaw ropy dla wschodnich Niemiec - powiedział we wtorek Reutersowi odwiedzający Warszawę wicekanclerz i minister gospodarki Niemiec Robert Habeck.
Uzyskał też zapewnienie, że będzie mógł kupować ropę naftową przez Polskę nawet w przypadku derusyfikacji rafinerii PCK w Schwedt.
Berlin zabezpiecza sobie plecy
Dla Niemiec dostawy przez Polską są kluczowe. Gdański Naftoport jest oknem na świat dla regionu dzięki swojej przepustowości. Z oficjalnych danych polskiego przedsiębiorstwa wynika, że w całym 2023 r. przeładowano tam 36 mln ton ropy naftowej. Dla porównania w 2022 r. przez polską "bramę północy" przypłynęło 24,5 mln ton ropy naftowej oraz gotowych produktów w postaci paliw.
Z portu w Gdańsku ropa naftowa jest pompowana do Płocka, a stamtąd może być przesyłana do Schwedt i dalej do rafinerii w Leunie. W sumie ropa, która wpływa do Gdańska, tłoczona jest do Niemiec rurociągiem o długości ok. 1000 kilometrów.
Polska infrastruktura odgrywa od lat kluczową rolę. Strategiczna zależność Niemiec od Polski w tym obszarze ma korzenie historyczne. Infrastruktura do importu ropy naftowej dawnego NRD i RFN wciąż nie jest ze sobą połączona - mówi Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Po zamknięciu kurka z rosyjską ropą naftową oparte na przerobie ropy Urals rafinerie Leuna (należąca do TotalEnergies) oraz PCK Schwedt (kontrolowana przez większościowy pakiet przez Rosjan, ale znajdująca się po zarządem komisarycznym) - musiały znaleźć alternatywę. Stał się nią właśnie Gdańsk.
Szczególny problem dla Niemiec stanowi ta ostatnia. To ważny zakład, bo produkowane w Schwedt paliwa nie tylko zaopatrują stacje w Berlinie i wschodnie Niemcy w paliwa, w tym lotnisko Berlin-Brandenburg, ale też zachodnią Polskę.
Kłopot w tym, że z prawnego punktu widzenia wciąż większościowym udziałowcem są w niej Rosjanie, a dokładniej Rosnieft. Spółka córka rosyjskiego koncernu, Rosnieft Niemcy, posiada 37,5 proc. akcji. Dokładnie taki sam udział miał Shell, który właśnie sprzedaje swoje udziały brytyjskiemu Prax. Jednak to Rosjanie posiadają pakiet kontrolny za sprawą kolejnej spółki zależnej - RN Refining & Marketing. Łącznie udziały rosyjskich firm sięgają 54 proc.
Żeby utrzymać kontrolę nad zaopatrzeniem ropy, niemiecki rząd objął zarządem komisarycznym udziały rosyjskie, a wszelkie zyski, które powinny trafiać do Rosnieftu, zostały zamrożone. To jednak tymczasowe rozwiązanie, Berlin musi co pół roku przedłużać nadzór, a Rosjanie się nie poddają. Toczą batalie sądowe, za sprawą których chcą podważyć tę decyzję. Choć już raz przegrali w sądzie, to wciąż odwołują się od tych decyzji.
Niemcy w klinczu decyzyjnym
Nadzór komisaryczny kończy się 10 marca. Można się spodziewać, że kolejna decyzja przedłuży ten stan zawieszenia. Strona niemiecka zamierza jednak rozwiązać sprawę ostatecznie. Ma do tego narzędzia.
Resort wicekanclerza Habecka przygotował specjalną nowelizację ustawy o bezpieczeństwie energetycznym, która umożliwić miała szybką sprzedaż udziałów Rosnieftu, bez konieczności wcześniejszej nacjonalizacji. Według doniesień dziennika "Handelsbaltt" szef grupy Rosnieft Igor Sieczin wysłał do ministra Roberta Habecka i innych członków rządu list z deklaracją, że jest gotowy sprzedać udziały.
Władze w Berlinie najwyraźniej dojrzały jednak do znacznie bardziej radykalnych rozwiązań, choć oficjalne wciąż tego nie potwierdzają. Money.pl wprost zapytał niemiecki rząd o kwestię aktywów Rosniefti. Rzeczniczka ministerstwa gospodarki Susanne Ungrad podkreśliła jednak, że resort nie komentuje doniesień ani o sprzedaży, ani o nacjonalizacji.
Mimo to o wywłaszczeniu Rosjan mówi się coraz poważniej, choć ta decyzja łączy się szeregiem zagrożeń, które między innymi wizytą w Polsce Robert Habeck stara się rozbroić.
Dlaczego Berlin tak długo zwlekał z derusyfikacją? Ponieważ gra toczy się na kilku poziomach. Przejęcie aktywów na rzecz państwa i dalsza ich sprzedaż będzie się wiązać z roszczeniami spółki Rosnieft Germany o odszkodowania, które - jak szacował "Handelsblatt" - liczyć się będą w miliardach euro.
Drugą kwestią jest odwet na niemieckich firmach wciąż działających w Rosji. Berlin może się spodziewać, że spotka ich podobny los co Rosnieftu w Schwedt - przejęcie przez Kreml.
Jednak to w związku z trzecią sprawą wicekanclerz przyjechał do Polski. Według "Handelsblatt" Moskwa w ramach rewanżu za wyrugowanie Rosnieftu może uderzyć w dostawy ropy do Niemiec z Kazachstanu.
Kazachstan miał być furtką, przez którą Niemcy chciały uciec od rosyjskiej ropy. Problem w tym, że nie jest to rozwiązanie pozbawione wad. Po pierwsze są wątpliwości co do pochodzenia kazachskiej ropy. Ta pod względem właściwości jest podobna do rosyjskiego surowca. Nie bez powodu Kazachstan zmienił nazwę swojej eksportowej ropy na KEBCO. Miało to odróżnić ją od rosyjskiej REBCO i zabezpieczyć ją przed potencjalnymi sankcjami.
Problem w tym, że kazachska ropa najpierw jest pompowana do Rosji, gdzie może być mieszana z rosyjską ropą przed eksportem z rosyjskich portów morskich. To może prowadzić do sytuacji, w której rosyjska ropa będzie docierać do UE jako kazachska.
Drugą i ważniejszą z punktu widzenia Berlina kwestią jest to, że dostawy wciąż są realizowane przez rosyjskie rurociągi, co daje Putinowi nie tylko kontrolę, ale i udział w zyskach. Teoretycznie daje też możliwość sabotowania dostaw. Mówimy tu 1,2 mln ton surowca, które KazTransoil ma dostarczyć w 2024 roku do Niemiec.
Polska mogłaby pokryć kazachski wolumen
W całej tej układance rola Polski staje się kluczowa w przypadku ewentualnych problemów z dostawami z Kazachstanu. Wicekanclerz uzyskał zapewnienie, że w razie problemów Warszawa pomoże. Według źródeł Reutersa już dwa tygodnie temu strona polska zadeklarowała, że może zastąpić cały kazachski wolumen.
Wyzwaniem może być w krótkiej perspektywie przepustowość istniejącej infrastruktury - zaznacza Kamil Lipiński.
Jak wskazuje ekspert, problematyczne może być przetransportowanie dostatecznej ilości ropy na odcinku Gdańsk-Mieszewko Strzałkowskie. Ma on przepustowość około 30 mln ton ropy naftowej rocznie i musi zasilić rafinerie polskie (nie licząc rafinerii w Gdańsku, więc około 17 mln ton) i zapotrzebowanie rafinerii w Schwedt i Leunie pomniejszone o import przez Rostock (7 mln ton).
Przez lata Niemcy płacili Polsce za samą gotowość przesyłu surowca tą drogą dla rafinerii w Schwedt i Leuna. Na początku grudnia 2022 r. Berlin i Warszawa zawarły porozumienie, w ramach którego Polska pomagać miała Niemcom w szybszym odejściu od rosyjskiej ropy".
Polska i Niemcy rozbudowują swoją infrastrukturę w regionie. Berlin inwestuje w istniejącą magistralę łączącą Schwedt z portem w Rostocku. Polska zaś przyśpiesza sprawę budowy drugiej nitki Rurociągu Pomorskiego. Według planów umożliwiłoby to wprowadzenie do systemu 25 mln ton ropy rocznie z przeznaczeniem zarówno dla naszych rafinerii, jak i z myślą o eksporcie. Ze względu na skalę inwestycji (240 km ropociągu) czas jej realizacji jest szacowany na 3-4 lata.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl