O "cichej rezygnacji" (ang. "quiet quitting") pokolenia Z media informują już od wielu miesięcy; w money.pl również szczegółowo to opisywaliśmy. Okazuje się, że młodzi ludzie znaleźli kolejny sposób mający na celu obniżanie wysiłku wkładanego w pracę i niwelowanie presji z nią związanej. Na TikToku króluje obecnie "poniedziałkowe absolutne minimum" (ang. "bare minimum Monday") – trend zainicjowany przez Marisę Jo Mayes (@itsmarisajo).
Skąd wzięło się "bare minimum Monday"?
29-latka w rozmowie z "New York Post" zwróciła uwagę na korporacyjny tryb pracy, który był wyniszczający dla jej psychiki. Kiedy przeszła na samozatrudnienie, trudno jej było pozbyć się nawyków zaszczepionych w niej przez dużą firmę. Sama na siebie nakładała presję, by być jak najproduktywniejszą.
Budziłam się w poniedziałek naprawdę wypalona, naprawdę bezproduktywna. A skoro byłam bardzo niezadowolona z tego, jak bezproduktywna byłam, to sporządzałam długą listę rzeczy do zrobienia – opowiada Marisa Jo Mayes w rozmowie z nypost.com.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta przyznaje, że w ten sposób wpadała w błędne koło. Dokładanie sobie kolejnych obowiązków wcale nie zwiększało jej produktywności, w przeciwieństwie do presji. Ta rosła wprost proporcjonalnie do piętrzących się niewykonanych projektów i zadań odłożonych na potem.
Finalnie na koniec dnia czuła się przytłoczona, co tylko potęgowało jej fatalny nastrój. Dochodziło do tego, że paraliżowała ją sama myśl o tym, że nadchodzi poniedziałek. W niedzielę panikowała, wiedząc, że kolejnego dnia trzeba będzie znów włączyć maksymalną produktywność oraz uporać się zarówno z nowymi zadaniami, jak i z tymi, które zostały z ubiegłego tygodnia.
Czym jest "bare minimum Monday"? To odpowiedź na niedzielną panikę
Stąd właśnie w jej głowie pojawiła się idea "poniedziałkowego absolutnego minimum". Postanowiła w poniedziałki brać na siebie tylko te projekty, które trzeba wykonać tego dnia. Wszystko po to, by jak najszybciej przebrnąć w pracy przez pierwszy dzień tygodnia. Poniedziałek tym samym ma stać się swego rodzaju "dniem przejściowym" pomiędzy weekendem a tygodniem pracy.
Jak tłumaczy autorka trendu, to okazja dla ludzi, by zaczęli "odrywać się od kultury zgiełku" w sposób stopniowy. Sama natomiast przyznaje, że od momentu, w którym zaczęła obniżać swoje oczekiwania względem siebie w poniedziałki, to wzrosła jej produktywność w pracy. Dzięki temu udaje się jej teraz w tym dniu realizować więcej obowiązków, bo nie przytłacza jej myśl ciążąca z tyłu głowy, że musi się pospieszyć, bo na jej uwagę czeka już pięć kolejnych zadań. Udaje się jej to mimo że – jak opowiada na TikToku – pracę w poniedziałki zaczyna na dobre dopiero od południa.
To całkowicie przewartościowało mój stosunek do produktywności, pracy, a także do tego, jak myślę o sobie – opowiada Marisa Jo Mayes w rozmowie z nypost.com.
W poniedziałek tylko minimum obowiązków? Eksperci przyklaskują
Portal styles.co.uk zapytał ekspertów o to, co sądzą o nowym trendzie wśród młodych. Subira Jones, konsultantka ds. zapobiegania wypaleniu, znana w sieci jako "The Corporate Hippie", popiera pomysł "poniedziałkowego absolutnego minimum". Jak podkreśla, dzięki temu pracownik łatwiej poradzi sobie ze stresem, a zarazem może się okazać efektywniejszy w pracy.
Sama jestem osobą, która lubi ułatwić sobie drogę do rozpoczęcia tygodnia pracy po weekendzie, a nie taką, która "skacze na główkę" w morze zadań. Jeśli zatem wykonasz w odpowiedni sposób "poniedziałkowe absolutne minimum", może to dać ci czas i przestrzeń, aby przygotować się do nadchodzącego tygodnia, pomagając ci zarazem utrzymać kontrolę nad swoimi obowiązkami – mówi Subira Jones, cytowana przez styles.co.uk.
Ideę "dnia przejściowego" popiera też Soma Ghosh, mentorka zajmująca się szczęściem zawodowym. W rozmowie z portalem podkreśla, że dzięki temu zmniejsza się presja w niedzielę, którą pracownik sam nakłada na siebie. Tym samym ma on "mniejszy niepokój związany z pracą", co wpływa na lepszy początek tygodnia.
Poprawia też zarazem jego własną organizację. Zatrudniony rozpoczyna bowiem tydzień od kluczowych zadań, a nie panicznego udowadniania szefowi, że jest wielozadaniowy, przez co rozgrzebuje kilka projektów jednocześnie, ale żadnego z nich nie kończy.
Kolejny trend z TikToka, który przełoży się na jakość pracy młodych?
Jak zauważa nypost.com, filmiki z hasztagiem #bareminimummondays były już wyświetlane przez użytkowników TikToka ponad 2 mln razy. I przestrzega przed traktowaniem tego jako fanaberii młodych. Wystarczy tutaj przypomnieć poprzedni trend z tej platformy.
Chodzi o "cichą rezygnację" lub też "ciche odejście z pracy". Co prawda trend ten był prawdopodobnie odczuwany przez młodych, a jeden z użytkowników TikToka po prostu nazwał go i opisał. Faktem natomiast jest, że o "quiet quitting" mówią dziś w zasadzie wszyscy – i pracownicy, i pracodawcy, i eksperci obserwujący rynek pracy.
Skąd zatem bierze się takie podejście do pracy wśród młodych? Najprościej można to wytłumaczyć faktem, że w zasadzie od początku swojej kariery są przepracowani, a do tego mają poczucie, że ich pracy nie wynagradza się w sposób właściwy, przez co ledwie wiążą koniec z końcem. Efekt? Zadowolenie z pracy wśród przedstawicieli generacji Z jest najniższe ze wszystkich pokoleń obecnych na rynku pracy. Pokazują to zarówno światowe, jak i polskie badania.
Nie przemawia też do nich argument, że muszą się przystosować do tego, co jest, bo tak było zawsze. Młodzi mają raczej poczucie, że skoro z rynkiem pracy jest coś nie tak i unieszczęśliwia ludzi, to trzeba go naprawić. "Cicha rezygnacja" i "poniedziałkowe absolutne minimum" są zatem ich odpowiedzią na wszechobecny kult pracy i błędne w ich opinii przekonanie, że o wartości człowieka świadczy jego zawód i jakość wykonywanej przez niego pracy.
Opracowanie: Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.