Rząd przewiduje, że przyszły rok będzie rekordowy pod względem wpływów podatkowych. Chodzi o wzrosty z VAT, CIT, PIT oraz akcyzy. Łącznie z danin tych ma wpłynąć do budżetu 607,8 mld zł. Prognozy na bieżący rok wynoszą 525,4 mld zł.
Największy udział we wzroście będzie miał VAT, który wyniesie w 2024 r. 312,6 mld zł wobec 259,6 mld zł w roku 2023. O 21,5 mld zł, w stosunku do roku ubiegłego, wzrośnie PIT, a o 4,7 mld zł - akcyza. CIT wzrośnie najmniej, bo "tylko" o 2,9 mld zł.
Co ważne, wyliczenia te uwzględniają korekty dochodów samorządów za rok 2022 z tytułu ich udziału we wpływach z podatków PIT i CIT.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rekordowy wpływy z podatków. Jaki plan ma rząd?
Podsumowując, według prognoz Ministerstwa Finansów w przyszłym roku daniny podatkowe będą wyższe w stosunku do tego roku o 15,7 proc. Jednak nie ujawnia szczegółów dotycznych tych prognoz. Zapytaliśmy więc resort finansów m.in. o to, czy planuje wprowadzić nowe podatki po wyborach oraz o to, o ile zimą wzrośnie inflacja. Warto zaznaczyć, że każdy punkt procentowy inflacji to dodatkowe 4,7 mld zł dochodu dla budżetu.
MF nie odpowiedziało na nasze pytanie wprost. Biuro prasowe resortu odesłało nas do ustaw budżetowych na przyszły rok, w których ministerstwo wyjaśnia, w jaki sposób chce pozyskać dodatkowe dziesiątki miliardów złotych z podatków.
Przyjrzeliśmy się ustawom budżetowym. Jeśli chodzi o akcyzę, sprawa jest prosta. MF szykuje wyższe o 5 proc. - w stosunku do obecnych - stawki na alkohol. Akcyza na papierosy ma natomiast nominalnie wzrosnąć nawet o 10 proc. Bardziej zawiłe są wyjaśnienia resortu w kwestii prognozowanego wzrostu PIT. Zdaniem urzędników, w przyszłym roku nie będzie już wysokich jednorazowych zwrotów, które nastąpiły w tym roku w rozliczeniach podatkowych za 2022 r.
Chodzi o zmiany wprowadzone Polskim Ładem, czyli o nadpłacone zaliczki na podatek dochodowy, które zostały rozliczone dopiero w rocznym PIT. Takiego efektu nie będzie już w przyszłym roku - czytamy w uzasadnieniu do ustawy budżetowej na przyszły rok.
Według resortu finansów w przyszłym roku nastąpi również wzrost wynagrodzeń - średnio o 11,1 proc. w skali roku, oraz rent i emerytur o 14 proc. To również da dodatkowy zastrzyk wpływów z PIT. Nie podano jednak konkretnych kwot. Wzrost VAT będziemy zawdzięczać nie tyle przywróceniu 5-proc. stawki na żywność, o czym w uzasadnieniu do planu budżetowego nie ma mowy, ile obowiązkowemu systemowi e-Faktur, który ma zacząć obowiązywać dopiero od lipca 2024 r.
System rejestracji faktur w czasie rzeczywistym ma uszczelnić zarówno wpływy z VAT, jak i podatków dochodowych. Będzie dla skarbówki wsparciem w zwalczaniu tzw. karuzel vatowskich oraz przyspieszy egzekucje skarbowe. Więcej o tym TUTAJ.
Ministerstwo Finansów liczy również, że zredukuje liczbę przedsiębiorców optymalizujących podatki z udziałem podmiotów zagranicznych. Od stycznia przyszłego roku banki będą miały obowiązek przesyłać do Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) ewidencję transakcji transgranicznych.
Jak podano, wzrosty w CIT będą niewielkie z powodu "niedającego się dziś przewidzieć otoczenia makroekonomicznego". Poza tym wielu przedsiębiorców przechodzi na tzw. estoński CIT, dzięki czemu płacą skarbówce mniej. Przypomnijmy, że w odróżnieniu od klasycznego podatku CIT jego estońska wersja nie nakłada na podatnika obowiązku odprowadzania zaliczek na podatek dochodowy regularnie, czyli co miesiąc czy co kwartał. Zapłata następuje dopiero w momencie wypłaty zysku spółki. Dlatego do czasu, aż nie będzie wypłacany, spółka nie musi płacić CIT. Ułatwia to zachowanie płynności finansowej podmiotu.
Koncert życzeń
Czy to wystarczy, aby ściągnąć z podatników w przyszłym roku ponad 80 mld zł podatków więcej niż w tym roku?
Zdaniem adwokata i doradcy podatkowego z kancelarii LTCA Marcina Zarzyckiego większość zapisów w ustawie to raczej koncert życzeń niż realna prognoza. - Krajowy System e-Faktur? Wątpię, że wpływy z tego rozwiązania będą widoczne już w 2024 roku. Przedsiębiorcy mieli przecież obiecany czas na nauczenie się go. Nie będą karani za błędy przez pierwsze pół roku - przypomina ekspert podatkowy.
Skuteczniejsze tropienie karuzel VAT-owskich nasz rozmówca również traktuje wyłącznie jako zapis na papierze. Przypomina, że sprawy o wyłudzenia VAT są skomplikowane, trwają latami, a większość środków nie jest zwykle możliwa do ściągnięcia. Podobnie jest z pieniędzmi transferowanymi do rajów podatkowych.
Co jego zdaniem przyniesie dodatkowe wpływy? Będzie to wyższa od planowanej w budżecie lub utrzymująca się na dotychczasowym poziomie inflacja, wzmożone i restrykcyjne kontrole podatników, likwidacja tarcz antykryzysowych oraz nowe, nieujawnione jeszcze podatki, które dotkną głównie przedsiębiorców.
- To wszystko da dodatkowy zastrzyk wpływów, ale czy będą to wpisane do ustawy 83 mld zł? Wątpię - mówi wprost prawnik.
Adwokat, doradca podatkowy oraz przewodniczący Komisji Podatkowej BCC prof. Adam Mariański uważa z kolei, że przedstawione w ustawie budżetowej założenia dotyczące wpływów z podatków są nierealne i jest to kamuflaż dla wyższego niż przekonuje rząd deficytu budżetowego.
- Wzrost realny dochodów o 8,5 proc. jest niemożliwy wobec stagflacji. Skutkuje ona ograniczeniem zysków przedsiębiorstw, co z resztą widać już w prognozie niewielkiego wzrostu CIT w 2024 r. - zauważa prof. Mariański.
To, co przykuwa najbardziej uwagę w prognozie budżetowej na przyszły rok, to zdaniem prof. Mariańskiego spadek wpływów z podatków konsumpcyjnych. - O ile akcyza wrośnie, bo zwiększane są stawki, to VAT realnie spada (po uwzględnieniu inflacji - przyp. red.) - wyjaśnia ekspert.
Zdaniem naszego rozmówcy wpływy podatkowe pójdą w górę tylko na papierze. Ich wzrost zawdzięczamy głównie inflacji, która wynosi średniorocznie za ten rok ok. 12,6 proc. Natomiast wzrost przychodów państwa z podatków to ok. 13 proc.
- Uzasadnienie resortu finansów o zwiększeniu wykrywalności wyłudzeń, lepszej skuteczności KAS itp., to zwykła demagogia, która ma uzasadnić niemożliwy do realizacji wzrost nominalny podatków - uważa prof. Mariański.
Premier odkrył karty. Nazwał budżet jednym słowem
"Księgowe sztuczki" rządu
Profesor zwraca uwagę na "wzrosty" z PIT. Rząd dokonał tu kilku "sztuczek księgowych". Zamiast podwyższać stawkę PIT, podwyższono składkę zdrowotną, która trafia najpierw do budżetu państwa, a potem jej część przekazywana jest do NFZ. Faktycznie jest ona zwykłym podatkiem.
Druga sztuczka związana jest z masowym przechodzeniem jednoosobowych firm na ryczałt ewidencjonowany. Ryczałt jest w całości dochodem budżetu państwa, którym nie dzieli się ono z samorządami, stąd wzrost wpływów do budżetu.
Z wyliczeń prof. Mariańskiego wynika, że realny wzrost dochodów podatkowych, zamiast prognozowanych 8,5 proc., wyniesie nie więcej niż 1-1,5 proc. Tym samym deficyt budżetowy wzrośnie o 7 proc., a to dla finansów publicznych może być bardzo groźne.
Scenariusz na "po wyborach"
Przypomnijmy: już w tym roku nastąpiła korekta planowanego deficytu. Zwiększono go w noweli budżetowej z 68 mld zł do 92 mld zł. Tym samym przesunięto "punkt startowy" dla budżetu na 2024 r.
Przyszły rząd - bez względu, kto go stworzy - zacznie więc z obciążeniem w postaci deficytu sięgającego 4,5 proc. A stąd, zdaniem głównego ekonomisty Konfederacji Lewiatan Mariusza Zielonki, już tylko jeden krok do twardego lądowania, czyli groźby, że Komisja Europejska nałoży na nas procedury związane z nadmiernym deficytem. Wówczas rząd będzie musiał ciąć wydatki socjalne lub znacząco podnosić podatki.
Główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka zwraca uwagę na jeszcze jedno istotne zagrożenie. Wysoki deficyt budżetowy może nie spodobać się rynkom finansowym. Może oznaczać dalsze osłabienie złotego oraz poważne problemy ze sprzedażą naszego zadłużenia. - To bardzo realna groźba, której boi się rząd - ocenia ekonomista.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl