Cudzoziemcy przybywający do Polski mogą w pewnym stopniu poprawić sytuację demograficzną, ale nie zahamują niekorzystnych trendów związanych ze starzeniem się społeczeństwa – czytamy w raporcie ZUS pt. "Cudzoziemcy w polskim systemie ubezpieczeń społecznych".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska się wyludnia
Jak podaje Związek Miast Polskich, w kraju przybywa miasteczek i gmin, w których głównymi podatnikami są emeryci i renciści. Analitycy zauważają, że nie brakuje miejscowości, w których jedyny lekarz lub rzemieślnik jest już emerytem.
Z kolei ZUS wskazuje, że w woj. zachodniopomorskim, śląskim i lubuskim emeryci i renciści stanowią już największą część osób pracujących. Średnio, na tysiąc pracujących, jest tam od 102 do 96 emerytów, podczas gdy średnia krajowa wynosi 61.
Na razie na jednego emeryta przypada czterech pracujących, ale za 20 lat będzie to tylko dwóch. Skąd wziąć tych brakujących, by system emerytalny się całkiem nie załamał?
Rząd PiS próbuje przede wszystkim ściągać do Polski rodaków, którzy wyemigrowali za pracą, a cudzoziemców na rynku pracy traktuje jako "zjawisko przejściowe". Stąd też przez ostatnie lata praktykowano powszechnie pracę na tzw. oświadczenia, przy której obywatele kilku byłych republik postsowieckich mogli do nas przejeżdżać do pracy, ale nie na dłużej niż tylko na pół roku.
I chociaż PiS chwali się największą powojenną falą powrotów Polaków do kraju (według rządowych źródeł to ok. 300 tys. osób), to w najnowszych statystykach demograficznych GUS-u osób tych na razie nie widać. W rejestrach widoczni są za to cudzoziemcy.
Bilans zysków i start
Jak podaje Zakład Ubezpieczeń Społecznych, na koniec 2022 r. było ich w ZUS nieco ponad milion. Zgromadzili łącznie na kontach i subkontach emerytalnych 18,3 mld zł (dane na koniec 2019 r.).
Na razie tzw. bilans fiskalny, czyli różnica pomiędzy płaconymi przez obcokrajowców podatkami i składkami do ZUS a wypłatami świadczeń, jest dla polskiej gospodarki bardzo korzystny.
Jak zauważa ekspert ubezpieczeń społecznych, ekonomista i były minister finansów prof. Paweł Wojciechowski, wpłaty do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) cudzoziemców stanowią obecnie ok. 5 proc. wszystkich wpłat, podczas gdy wypłaty świadczeń dla nich to tylko 0,15 proc. wydatków Funduszu. Tyle że taki stan rzeczy wiecznie trwać nie będzie.
Proporcje zaczną się z czasem zmieniać na rzecz cudzoziemców. Przykładowo: w 2015 r. imigranci pobierali z ZUS tylko 9 tys. zasiłków chorobowych, a w 2019 r. – już 22,5 tys. Rośnie też liczba świadczeń macierzyńskich. Osiem lat temu było to 3,4 tys., a trzy lata temu - już trzy razy więcej.
Obcokrajowcy pobierają również proporcjonalnie więcej rent rodzinnych niż Polacy. Na sześć emerytur wypłacanych im przez ZUS przypada jedna renta rodzinna.
Polska potrzebuje dwóch milionów migrantów
Czy imigranci są więc w stanie w długiej perspektywie czasowej istotnie wesprzeć nasz system emerytalny?
ZUS przeprowadził analizę, z której wynika, że aby utrzymać tzw. "współczynnik obciążenia demograficznego osobami starszymi" na dotychczasowym poziomie (obecnie wynosi on 39 proc.), w kilku najbliższych latach liczba cudzoziemców w wieku produkcyjnym musiałaby corocznie przyrastać o 200-400 tys., a w 2030 r. musiałaby wynieść 2,2 mln osób. Oznacza to, że w 2030 r. blisko co dziesiąta osoba w wieku produkcyjnym musiałaby być cudzoziemcem.
Jest też druga strona medalu. W raporcie ZUS zaznaczono, że w przypadku dalszego wzrostu liczby cudzoziemców ubezpieczonych w Polsce rosnąć będzie udział wpływów składkowych od cudzoziemców, ale także wydatki na ich emerytury.
Zmieniająca się liczba cudzoziemców podlegających ubezpieczeniom społecznym w Polsce wpłynie również na sytuację samego systemu emerytalnego w kraju.
"Większa liczba ubezpieczonych oznacza bowiem większe przypisy składek na ubezpieczenie emerytalne, a w konsekwencji również większe wskaźniki waloryzacji składek zapisanych na kontach" – czytamy w raporcie ZUS. W efekcie państwo, aby zaspokoić potrzeby systemu emerytalnego, będzie musiało ponosić większe koszty.
Rząd musi pozamykać furtki
Zdaniem prof. Wojciechowskiego, imigranci zarobkowi nie uratują polskiego systemu emerytalnego, ale też go nie obciążą w przyszłości. Uważa on, że rząd powinien istotnie przebudować obecne przepisy emerytalne i uszczelnić liczne luki, dzięki którym wyciekają pieniądze.
Przykładem takich furtek mogą być przepisy otwierające cudzoziemcom możliwość dopłat do minimalnej emerytury już po odprowadzeniu jednej składki do ZUS, łatwość uzyskiwania zasiłków chorobowych czy rent rodzinnych.
- W krajach, które mają dużo większe doświadczenie w polityce migracyjnej niż Polska, jak Niemcy czy Wielka Brytania, zmieniono przepisy tak, że cudzoziemcy nie mogą od razu korzystać z tamtejszych świadczeń emerytalnych, ale dopiero po przepracowaniu co najmniej kilku lat - twierdzi prof. Wojciechowski.
- Takie rozwiązanie zachęca przybyszy do pozostawania w tych krajach dłużej niż tylko na jeden sezon - dodaje ekspert rynku pracy, doradca Konfederacji Pracodawców Lewiatan i były wiceminister pracy prof. Jacek Męcina.
- Polacy w Wielkiej Brytanii bardzo sobie cenią brytyjski system emerytalny, który pozwala przede wszystkim na godne życie - przyznaje z kolei redaktor w brytyjskim serwisie dla Polonii "Polish Express" Barbara Mirowska.
Nasza rozmówczyni przypomina, że obcokrajowcy nabierają praw do brytyjskiej emerytury, a konkretnie do wypłat częściowej emerytury, dopiero po 10 latach pracy na Wyspach. Natomiast po 35-letnim stażu pracy zyskują prawo do pełnego świadczenia, tzw. state pension.
- Co stoi na przeszkodzie, by nasz rząd skorzystał z przetestowanych na Zachodzie wzorców i wyciągnął wnioski z błędów, które popełniały inne kraje? – zastanawia się prof. Jacek Męcina. Dodaje, że bez imigrantów zarobkowych nie tylko nasz system emerytalny, ale cała gospodarka znajdzie się w tarapatach.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl