Około 60 proc. całkowitego eksportu rosyjskiej ropy naftowej przez drogą morską stanowi transport przez Morze Bałtyckie - zauważa "Financial Times". Unia Europejska szuka sposobu na uszczelnienie sankcji, a kluczem może okazać się kontrola tankowców w cieśninach duńskich.
Rosja ze swoich północnych portów naftowych ropę może transportować dwiema drogami: zachodnią przez Bałtyk, zahaczając o duńskie wody terytorialne, albo dużo trudniejszą drogą arktyczną poprzez Ocean Lodowaty. Ten szlak, jak pisaliśmy w money.pl, pokonać mogą tylko atomowe naftowe i gazowe lodołamacze.
Znacznie bardziej bezpieczna i opłacalna jest więc droga na zachód. Jednak wówczas rosyjskie tankowce muszą pokonać jedną z czterech bałtyckich cieśniny Oresund, Great Belt, Fehmarn Belt, Little Belt.
"Bałtycki Ormuz"
W Komisji Europejskiej zrodził się więc pomysł, aby wyznaczyć Danii rolę kontrolera. Wówczas duńskie cieśniny stały, by się dla Rosji tym, czym dla światowego handlu naftowego jest Cieśnina Ormuz, przez którą przepływa tamtędy 20 proc. światowej ropy.
Co miałaby kontrolować Dania? Ubezpieczenia i certyfikacje. Jak pisaliśmy w money.pl, w grudniu UE uruchomiła embargo na rosyjski surowiec przewożony drogą morską. Bruksela uderzyła też w ubezpieczenia statków.
Usługi certyfikacji zapewniane są przede wszystkim przez zagraniczne towarzystwa klasyfikacyjne jak brytyjski Lloyd's Register of Shipping czy norweski Det Norske Veritas. Rynek ten jest zdominowany przez zachodnie firmy. Bez uzyskania certyfikatu zdolności żeglugowej nie ma możliwości zakupu ubezpieczenia i uzyskania zgody na wpływanie do portów. Zgodnie z prawem morskim brak tego ubezpieczenia automatycznie uniemożliwia transport. Moskwa próbowała to obejść, wydając certyfikaty w kraju. Tych jednak większość państw nie uznaje.
Aby jeszcze bardziej zwiększyć presję na Rosję, równolegle wraz z całą grupą G7 nałożony został limit cenowy - tzw. price cap - który dotyczyć ma ropy naftowej z Rosji sprzedawanej drogą morską do krajów trzecich. Rada UE ustaliła pułap cenowy na poziomie 60 dol. za baryłkę, z założeniem, że będzie on podległa przeglądowi i ewentualnej korekcie co dwa miesiące, tak aby limit był co najmniej o 5 proc. niższy od średniej ceny rynkowej rosyjskiej ropy.
To oznacza, że każdy armator przewożący rosyjski ładunek musi okazać się po pierwsze dokumentami ubezpieczającymi przewóz, a także certyfikat potwierdzający, że rosyjski surowiec został zakupiony poniżej ustalonego progu cenowego. Ścisła kontrola cieśnin może więc okazać się bardzo precyzyjnym ciosem w handel czarnym złotem Putina - zaznacza "Financial Times".
Flota cienia
W odpowiedzi na sankcje zachodu Rosja uruchomiła "armadę cienia" do przemytu naznaczonego surowca.
Analitycy Rystad Energy, niezależnej firmy zajmującej się badaniami energetycznymi i wywiadem gospodarczym z siedzibą w Oslo, twierdzą, że Władimir Putin zbudował tzw. "flotę widmo" złożoną z co najmniej 103 tankowców.
Wszystkie te jednostki miały zostać zakupione w 2022 r. i do tej pory obsługiwały Iran i Wenezuelę, dwa inne kraje objęte zachodnim embargiem na ropę. Podobne szacunki przedstawił broker żeglugowy Braemar.