Polski premier twierdzi, że wynegocjował z Czechami porozumienie - nasi sąsiedzi wycofają skargę z Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i w zamian za inwestycje rzędu 45 mln euro (ponad 200 mln zł) kopalnia w Turowie będzie mogła dalej działać.
Czeski premier twierdzi, że nic mu o tym nie wiadomo. A właściciel kopalni i elektrowni w Turowie - koncern PGE - podkreśla, że z własnej woli buduje podziemną ścianę, która ma zapobiegać ewentualnej ucieczce wody z Czech do ich odkrywki.
Jak działa ekran PGE?
Ekran jest czymś w rodzaju umieszczonej pod ziemią ogromnej ściany, przez którą woda nie może się przecisnąć – pozostaje więc po jednej stronie. Ma długość ok. 1100 metrów i głębokość od 65 do 117 metrów. Budowany jest po stronie polskiej, w pobliżu miejscowości Uhelna.
Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl Sandra Apanasionek, rzeczniczka spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, co 5,5 metra w ziemi są wykonywane tzw. otwory iniekcyjne. W nie wpompowywana jest specjalna mieszanka na bazie iłu. Specjalne maszyny mieszają grunt, rozpychają go na boki, a ił miesza się z ziemią, tworząc pionową warstwę, która – gdy się utwardzi – nie przepuszcza wody.
Apanasionek podkreśla, że ta metoda była już wykorzystywana przed PGE i to wiele lat temu. W latach 60. ubiegłego wieku w ten sam sposób zabezpieczono grunt od strony niemieckiej. Budowa ekranu zakończyła się w latach 80., wszystko do tej pory działa bez zarzutu – twierdzi przedstawicielka PGE.
Podobne rozwiązania były stosowane w kopalniach w Kanadzie czy Rosji. Taka zapora działa też przy szybie "Czułów" katowickiej kopalni, a także przy odkrywkowej kopalni bursztynu w Górce Lubartowskiej na Lubelszczyźnie. Podobne ekrany, choć na mniejszą skalę, tworzy się też w budownictwie, by zabezpieczyć budynki.
Ekran przyznaniem się do winy?
Paradoksalnie ekran przeciwfiltracyjny nie pomógł Polsce i PGE przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Sędziowie dopatrzyli się tu daleko idącej nieścisłości. Dlaczego? Z jednej strony mamy bowiem zapewnienia PGE i polskich władz, że woda wcale z Czech nie ucieka. Potwierdzają to zamówione przez PGE ekspertyzy.
Jednocześnie jednak PGE buduje ekran, który ma powstrzymać drenowanie pobliskich – przede wszystkim czeskich – ziem. To wzbudziło podejrzenia sędziów TSUE i było jednym z powodów, dla których nakazali wstrzymanie pracy kopalni.
PGE podkreśla, że budowa ekranu jest działaniem prewencyjnym, do którego firma zobowiązała się dobrowolnie. Z drugiej jednak strony Czesi twierdzą, że z dokumentacji PGE wynika, iż do turowskiej odkrywki spływa dziennie 2,5 miliona litrów wody.
PGE zaznacza natomiast, że inwestuje w rozwiązania, które mają ograniczyć uciążliwość dla środowiska. Monitoruje zapylenie wokół wyrobiska, w razie potrzeby ograniczając wydobycie. Punkty przesypywania węgla są zraszane wodą, by uniknąć pylenia. Taśmociągi nie pracują w nocy, by zanadto nie hałasować.
Czesi chcieli więcej
W trakcie negocjacji z polskimi władzami w roku 2020 strona czeska chciała uzyskać większą ochronę zasobów wody w swoim kraju. Czesi chcieli, by Polska zbudowała w sąsiadującym z odkrywką Kraju Libereckim nowe ujęcia wody za 30 mln zł i wodociągi za 140 mln zł. Strona polska nie chciała iść na kompromis, gdyż - znów - mogłoby to być odebrane jako przyznanie się do winy, czyli podbierania wody Czechom.
Dziś 170 mln złotych wydaje się korzystną ofertą. Premier Morawiecki podczas wspomnianych negocjacji wyłożył na stół dodatkowo inwestycje o wartości 45 mln euro - czyli w sumie ponad 200 mln złotych. To nie wystarczyło - jak twierdzi czeski premier, jego kraj nie wycofa skargi z TSUE.
Dlaczego TSUE nakazał zamknięcie kopalni?
Pozostałe powody nakazu zamknięcia turowskiej odkrywki, jak wynika z uważnej lektury samego orzeczenia, były proceduralne. Zdaniem TSUE Polska po prostu nie udowodniła, iż decyzje władz w tym zakresie są umocowane prawnie i odpowiednio uzasadnione.
Sędziowie szczególną uwagę zwrócili na fakt wykorzystania przez Polskę prawnego kruczka. Zgodnie z naszymi przepisami przedłużenie koncesji na wydobycie węgla o maksymalnie 6 lat nie wymaga uzyskania decyzji środowiskowych. Ale wedle przepisów europejskich już tak.
"Kopalnia w Turowie funkcjonuje w oparciu o legalnie przyznaną koncesję wydaną na 6 lat przez Ministra Klimatu w dniu 20 marca 2020 r. zgodnie z polskim porządkiem prawnym" – tak brzmią komunikaty PGE, w których szczególną uwagę należy zwrócić na słowa "polski porządek prawny".
Stąd właśnie biorą się kontrowersje – PGE twierdzi, że ma legalnie uzyskaną koncesję, unijne organy nie widzą zaś wymaganych wspólnotowym prawem decyzji środowiskowych. Nie zobaczyły też uzasadnienia, dla których koncesja miałaby być przedłużona – TSUE podkreśla, że dostała jedynie ogólniki.
Spore nieścisłości widać zresztą w komunikatach władz. Raz wspominają one o tym, że kompleks w Turowie produkuje 7 proc. energii w Polsce, innym, że 8, samo PGE wspomina o 5 procentach.