Pani Monika w domu po dziadku znalazła wielki kryształowy puchar, który krewny, prezes regionalnego zespołu pieśni i tańca, otrzymał w dowód uznania z okazji 50-lecia pracy. Postanowiła wystawić go na sprzedaż na OLX. Nie miała pojęcia, jaką cenę zaproponować.
– Ekspertem nie jestem, ale kryształ jest naprawdę piękny i strasznie ciężki – opowiada. – Stwierdziłam, że na początek wrzucę cenę 500 zł i zobaczę, co się wydarzy. Telefon zadzwonił już po kilku minutach. Jakaś kobieta chciała go kupić natychmiast. Tknęło mnie, że chyba nie doszacowałam ceny i podniosłam ją do tysiąca zł – opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zainteresowanie zakupem było szalone.
Ludzie mówili, że już przelewają pieniądze, bylebym tylko wycofała ofertę – mówi pani Monika.
– Teraz szukam jakiegoś eksperta, który uczciwie wyceni pamiątkę po dziadku – dodaje.
"Pieniądze by się przydały"
Meble, kryształy, figurki z PRL. Kiedyś kojarzyły się z kiczem, dziś wiele z nich uznawanych jest za dzieła sztuki, które na popularnych portalach aukcyjnych osiągają zawrotne ceny.
Od kilku lat popyt na nie jest ogromny. Wydaje się jednak, że osoby, które w modzie na PRL dostrzegają pomysł na biznes, szukają nowych kanałów dotarcia do osób, które w swoich domach, często zupełnie nieświadomie, trzymają prawdziwe skarby.
"Znalazłam ulotkę w skrzynce. Ktoś kupuje starocie z czasów PRL. Mam tego trochę na półkach: kieliszki kryształowe, cukierniczkę, kolorowy wazon. Kurzy się to wszystko, chętnie bym się pozbyła, bo pieniądze się przydadzą, ale boję się, że to znowu jakieś oszustwo" – napisała do nas na platformę dziejesie.wp.pl mieszkanka Wrocławia.
"W przelewy się nie bawię, zawsze płacę gotówką"
Dzwonię pod numer wskazany w ulotce. Mówię, że porządkuję na wiosnę mieszkanie rodziców, którzy trzymają w meblościance różne starocie.
– Dobrze pani trafiła – słyszę. – Ludzie wyrzucają takie rzeczy na śmietnik, a szkoda. Ja jestem kolekcjonerem.
Mężczyzna opowiada o wielu podświetlonych witrynach w domu, w których trzyma swoje "zdobycze".
– Mogę przyjechać do pani choćby dziś – mówi. – Zobaczę, wycenię. Bo to różnie bywa. Szkło może być wyszczerbione, zniszczone. Ale spokojnie, dogadamy się na miejscu – zapewnia.
W przelewy się nie bawię, zawsze płacę gotówką – dodaje.
Dopytuję o pomysł skupu szkła z PRL, czy odzew jest duży. – Co chwilę ktoś dzwoni – odpowiada mój rozmówca.
– Czasy są ciężkie, ceny wysokie. Dla wielu ludzi, zwłaszcza starszych, to teraz sposób, by dorobić. Mają wazonik, za który ja płacę od ręki 100-200 zł. I każdy zadowolony. Jest gotówka na już – wyjaśnia.
W jedno popołudnie, jak przyjeżdżam na osiedla do Wrocławia, zostawiam ok. 2-3 tys. zł – przekonuje.
Mówię, że się namyślę i zadzwonię ponownie. Kolekcjoner nalega na szybkie spotkanie. Umawiamy się wstępnie na weekend.
Kultowa "Muszelka" sprzedana za 28 tys. zł
Tomasz Mikołajczak, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, nie ma wątpliwości: ulotki, którymi kolekcjoner zasypał osiedla z wielkiej płyty, to nowa odpowiedź na szalone zainteresowanie produktami z czasów PRL.
– Ktoś doskonale wyczuł koniunkturę – uśmiecha się ekspert. – Rynek sprzedaży przedmiotów z PRL działa w sieci. Rządzą tu platformy sprzedażowe: Allegro, OLX. Ale jest przecież ogromna rzesza ludzi, dla których te kanały to czarna magia. Mówię o emerytach. Oni o tym popycie i cenach nie mają pojęcia, a w dobie drożyzny potrzebują dodatkowych pieniędzy na życie. To jest nieprzebrany rynek, na którym z pewnością można też z łatwością wykorzystać czyjąś niewiedzę – ocenia.
Ekspert przypomina, że w latach słusznie minionych meble czy przedmioty codziennego użytku, o które dziś kolekcjonerzy się "zabijają", powstawały w krótkich seriach. Dlatego teraz są tak pożądane.
I podaje przykład fotela, kultowej "Muszelki" z 1954 r. autorstwa Teresy Kruszewskiej, który pojawił się niedawno na aukcji OLX.
Takie perełki schodzą na pniu. Mam przyjaciela, który śledzi ten rynek. Kolekcjoner kupił za 28 tys. zł – opowiada.
– Swoim studentom, którzy odwiedzają rodziców w weekendy, czasem w żartach radzę, by patrzyli na podpisy na talerzach, w których dostają obiad. Mogą im się trafić unikaty – dodaje Tomasz Mikołajczak.
– Dziś mamy pokolenie IKEA. Ludzi, którzy meblościanki i stare fotele wymieniają na modne zestawy z katalogów. Tymczasem pokolenie młodych, które nie jest obciążone tym, że PRL kojarzy z szarzyzną, brzydotą i polityką, odkrywa tę epokę na nowo i jest nią zafascynowane. Podziwiają walory estetyczne sztuki użytkowej, bez naleciałości z przeszłości – ocenia nasz rozmówca.
"To nie są tanie rzeczy. Ludzie muszą to wiedzieć"
"Polowanie" na PRL-owskie skarby w stolicy Dolnego Śląska zupełnie nie dziwi także Cezarego Lisowskiego z domu aukcyjnego Desa Unicum. Przypomina, że to kolebka polskiej ceramiki i szkła. Wrocławska Akademia Sztuk Pięknych wychowała znakomitych projektantów w tej dziedzinie.
– Ten ulotkowy atak na wrocławskich osiedlach jest więc dobrze przemyślaną akcją. To właśnie w tym mieście powstały absolutnie najbardziej pożądane, unikatowe projekty ze szkła, czy ceramiki – przyznaje Lisowski.
Nie ukrywam, że przed aukcjami odwiedzam Wrocław w poszukiwaniu tych pereł. W odróżnieniu jednak od kolekcjonerów skupujących na skalę masową przedmioty od przypadkowych osób, nam zależy na dotarciu do naprawdę wyjątkowych okazów i uzyskaniu jak najwyższej ceny. To jest nasza misja. Ludzie muszą wiedzieć, że to nie są rzeczy tanie, powszechnie dostępne – mówi.
Zdaniem Lisowskiego popyt na PRL-owskie dzieła dodatkowo podsycają wystawy i wydarzenia kulturalne, organizowane przez muzea i galerie. – Działają jak zapalniki, dlatego nie mam wątpliwości, że przez najbliższe lata czeka nas nieprzerwany boom na te przedmioty – twierdzi ekspert.
Monety z PRL warte po 10 000 zł
Osoby, którym zależy na rzetelnej wycenie, mogą skorzystać z pomocy ekspertów Desa Unicum. Na stronie domu aukcyjnego można znaleźć adres, na który wystarczy wysłać zdjęcia z krótkim opisem. – Wyceny robimy bezpłatnie, często sam się tym zajmuję – mówi Cezary Lisowski.
Rafał Kamecki, ekspert rynku sztuki, poleca także stronę artinfo.pl, która jest potężną bazą pokazująca wyniki aukcji największych domów aukcyjnych w Polsce od 2000 r.
– Nawet laikowi da to jakiś pogląd. Ludzie mają w domu porcelanę z fabryki "Ćmielów" czy "Chodzież", za którą skupujący potrafią zapłacić 200 zł, a to jest warte 3-6 tys. zł – zaznacza.
Katarzyna Kalus, dziennikarka, wydawczyni money.pl