Sztandarowy program rządu Polski Ład to nie tylko rewolucja w podatkach, lecz także szereg zmian w innych gałęziach prawa. W tym w prawie spółek. Co prawda prace nad największą od co najmniej dekady nowelizacją kodeksu spółek handlowych zaczęły się już w połowie 2020 r., ale rządzący postanowili uznać także ten projekt za element Polskiego Ładu.
Z informacji WP wynika, że w rządzie jest konsensus co do projektu opracowanego przez Ministerstwo Aktywów Państwowych, którym kieruje Jacek Sasin. Ma on zostać przyjęty na jednym z najbliższych posiedzeń rządu i następnie skierowany do Sejmu.
Potrzeba silnej rady
Jedna z najistotniejszych zmian dotyczy wzmocnienia pozycji rad nadzorczych w spółkach kapitałowych. W spółkach akcyjnych istnieją one obligatoryjnie. W spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością - mogą zostać powołane, ale nie muszą.
Rada nadzorcza, jak sama nazwa wskazuje, powinna nadzorować funkcjonowanie biznesu. Szkopuł w tym, że dziś w większości podmiotów rady niewiele robią, a cała władza jest w rękach zarządu. Jak przekonuje Ministerstwo Aktywów Państwowych, rady nadzorcze są "bezzębne". I to ma się zmienić. Jak?
Przede wszystkim przez wprowadzenie szeregu obowiązków informacyjnych, które będą spoczywać na zarządzie.
Rada nadzorcza będzie mogła żądać od zarządu sporządzenia lub przekazania informacji, dokumentów, sprawozdań lub wyjaśnień, które uzna za potrzebne do wykonywania swej funkcji w spółce. Będzie też mogła wybrać swojego doradcę, za którego pracę będzie musiała zapłacić spółka. Chodzi o to, by niezależna osoba, znająca się na danym zagadnieniu, była niezależna od zarządu, a podpowiadała radzie nadzorczej.
Ponadto zmieni się też funkcja rady nadzorczej w spółkach dominujących, czyli takich, które w praktyce kontrolują działalność innych spółek (zależnych).
Taka rada, wprost z mocy przepisów, będzie sprawowała stały nadzór nad realizacją interesu całej grupy spółek.
- Przewidziane przez twórców nowelizacji instrumenty odbierane są bardzo pozytywnie wśród założycieli tzw. firm rodzinnych, którzy stoją u progu sukcesji pokoleniowej - twierdzi Karol Maciej Szymański, wiceprezes zarządu kancelarii RKKW-Kwaśnicki, Wróbel & Partnerzy, ekspert Komisji ds. Reformy Nadzoru Właścicielskiego przy Ministerstwie Aktywów Państwowych.
- W przypadkach, gdy dotychczasowy prezes zarządu ma przekazać stery swojemu następcy oraz przesiąść się na fotel przewodniczącego rady nadzorczej, oczekuje on, że, głównie w pierwszym okresie transformacji, będzie mógł realnie i na bieżąco weryfikować poczynania nowego menedżera na każdym poziomie holdingu. Takie praktyczne możliwości przyniesie mu przygotowana nowelizacja kodeksu spółek handlowych - mówi Karol Maciej Szymański.
Ale nie brakuje też negatywnych głosów. Adwokat prof. Michał Romanowski uważa proponowane rozwiązania za "złe i absurdalne". Powód?
- To zarząd ma wskazywać członkom rad nadzorczych, jakie środki nadzoru nad zarządem są najbardziej adekwatne. Efekt praktyczny tego założenia dla skutków aktywizacji i edukacji rad nadzorczych dobrze ilustruje powiedzenie Winstona Churchilla: "Ale jutro będę trzeźwy, a pani madame nadal będzie taka brzydka". Rada nadzorcza ma działać w myśli powiedzenia: "Pańskie oko konia tuczy". Projektodawcy uważają, że powinno być odwrotnie, czyli "Koń ma tuczyć pańskie oko" - zwraca uwagę prof. Michał Romanowski.
Ekspert ma też poważne zastrzeżenia do przepisów pozwalających radzie nadzorczej wnioskować o szereg dokumentów i zobowiązujących zarząd do ich przygotowania.
- Projekt nowelizacji formalizuje relacje między zarządem a radą nadzorczą, promując głęboki brak zaufania w stosunkach wewnętrznych spółki. Komunikacja ma być sformalizowana i przybierać formę pisemną. Na wszystko musi być "kwit" - zauważa prof. Romanowski. Tymczasem, jak zaznacza, dobrze funkcjonujący biznes musi opierać się na zaufaniu. Zakładanie więc, że spółka, w której trwa nieustanny konflikt między jej dwoma organami, będzie dobrze działała dzięki nowym przepisom, jest infantylne.
W grupie raźniej
Druga istotna zmiana to wprowadzenie tzw. prawa holdingowego. Chodzi o relacje pomiędzy spółkami dominującymi a zależnymi, tworzącymi jedną grupę. Dziś taka współpraca w dużej mierze opiera się na utartej praktyce, a nie na przepisach prawa. Rządzący doszli do przekonania, że czas to uregulować.
Najistotniejszym elementem projektu jest określenie, że co do zasady pełna decyzyjność oraz pełna odpowiedzialność za działania spółek należących do grupy będzie po stronie spółki-matki, czyli dominującej.
Będzie ona mogła wydawać wiążące polecenia spółkom zależnym. A menedżerowie tych ostatnich będą mogli odmówić wykonania polecenia tylko w szczególnych przypadkach.
- Dzisiaj prawo nakazuje traktować każdą spółkę jako osobny byt mający własny i niezależny od innych podmiotów interes. Naruszenie tego interesu, nawet gdy odbywa się z korzyścią dla wyłącznego wspólnika bądź akcjonariusza, może generować po stronie menedżera spółki zależnej, podejmującego taką decyzję, określone ryzyka osobistej odpowiedzialności (cywilnej, a nawet karnej). Ryzyko to nie musi zmaterializować się od razu, lecz może przez dłuższy czas wisieć, jak miecz Damoklesa nad głową członka zarządu i stać się realnym zagrożeniem choćby po zmianie właściciela spółki - zauważa Karol Maciej Szymański.
Tyle że zdaniem niektórych prawników teoria rozminie się z praktyką. Uważa tak choćby Dawid Ćwiklak, radca prawny w kancelarii Madejczyk. Zauważa on bowiem, że zarząd spółki zależnej każdorazowo będzie musiał ocenić zgodność wydanego polecenia z interesem spółki. Jeśli bowiem wykona polecenie, które np. doprowadziłoby zarządzany przez siebie podmiot do upadłości, możliwa byłaby odpowiedzialność cywilna, a nawet karna poszczególnych członków zarządu.
- Członkowie organów spółek zależnych nie mają do dokonywania oceny ani odpowiednich narzędzi, ani kompetencji. Może powodować to efekt paraliżujący dla podejmowania decyzji realizujących strategię grupy spółek. Członkowie zarządu spółek zależnych, obawiając się ryzyka, będą odmawiać realizacji wiążącego polecenia spółki dominującej - uważa Dawid Ćwiklak.
Podobnie twierdzi prof. Michał Romanowski. Jego zdaniem projekt doprowadzi do prymatu spółek zależnych nad dominującymi, choć intencja projektodawcy jest przecież odwrotna.
Rząd chce, aby nowe przepisy zaczęły obowiązywać w pół roku po dniu ich ogłoszenia. W praktyce więc będzie to najwcześniej drugi kwartał 2022 r.