- Protesty w Chinach objęły większość miast i odnoszą się do polityki covidowej władz. Natomiast niemal natychmiast pojawiły się także postulaty polityczne - powiedział w programie "Newsroom" WP prof. Bogdan Góralczyk z Uniwersytetu Warszawskiego. - Uczestnicy protestów robią nagrania, które idą w świat. Były już nawoływania do tego, by Xi Jinping ustąpił i by komunistyczna partia zrezygnowała z władzy. Nie chcemy cesarza – także i takie głosy się pojawiają. Nagminna i wszędzie widoczna policja, obecność kamer i sztucznej inteligencji pozwalają jednak ocenić, że ten chiński bunt społeczny dotyczy tysięcy osób. Gdyby to były miliony, władza miałaby problem. Mimo wszystko jest to sygnał, że polityka zero tolerancji dla COVID-u jest kontestowana i przeciwskuteczna, wywołuje ogromny ferment społeczny i uderza w gospodarkę. Już wiadomo, że zakładanego wzrostu PKB na poziomie 5,5 proc. w tym roku nie będzie, 2 proc. będzie sukcesem. Do tego kapitał zagraniczny zaczyna z Chin uciekać, a Chiny były największym beneficjentem polityki globalizacyjnej w ostatnich latach. Zatem jakieś wnioski władza musi wyciągnąć, ale najpierw trzeba powstrzymać ten społeczny bunt.
rozwiń