Wychowałem się na wsi. Zagroda była tradycyjna z 4 budynkami: mieszkalny, obora dla zwierząt, stodoła z wozownią i drewutnią oraz spichlerz. Całość ogrodzona płotem i podzielona na ogród dla ludzi i zagrodę dla zwierząt. Po zagrodzie: łaziły kury, kurczęta, kaczki i gęsi. Dziobały trawki i zioła, w kałuży taplały się kaczki i prosięta. Ogród był czysty i suchy. Rosły tam porzeczki, maliny, winorośl i leszczyna. Był też sad i warzywnik. do sadu wstęp miały gęsi, ale pod nadzorem Azora, który nie wpuszczał ich do warzywnika. W warzywniku rosły też maki, na pszenne pieczywo i wigilijną kutię. Ale nie tylko. Prababcia (znała się na fitoterapii) robiła rysy na niedojrzałych makówkach by zbierać z nich zaschnięty mleczny sok. Rozpuszczała go w spirytusie by otrzymać krople laudanum. Suszyła też rozmaite zioła, a z niektórych robiła intrakty. Gdy drób dostawał swoją porcję zboża, zlatywały się wróble i gołębie. Tępieniem gryzoni zajmował się kot, much jaskółki, komarów jerzyki, nietoperze i żaby zjadające w wodzie ich larwy. Kleszczy jeszcze nie było, zapewne za sprawą: ryjówek, mrówek, drapieżnych pająków i ptaków szukających pożywienia w trawie. Mieszkańcy od wiosny do jesieni mieli dnie wypełnione pracą. Odpoczywali zimą. Wieczory spędzali często z sąsiadami przy świetle lampy naftowej. Często śpiewali przy akompaniamencie lokalnego skrzypka. Choroby leczono ziołowymi naparami i intraktami, przeziębienia bańkami, zaburzenia krzepliwości krwi hirudyną aplikowaną przez pijawki (kupowało się je na jarmarku). Wspomniane wcześniej kropelki laudanum pomagały na: kołatanie serca, duszności i ostry ból. Na starcze bóle stawów oprócz ziółek pomocny był intrakt z nasienia zimowitu jesiennego, zamknięty na klucz i dawkowany po kilka kropli. Nie było ptasiej grypy, afrykańskiego pomoru świń, boreliozy, odkleszczowego zapalenia mózgu i nowotworów. Tabliczki na cmentarzach informowały o zgonach w wieku zaczynającym się od cyfr 8 i 9. Czy na pewno warto było tamten świat zniszczyć?