Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Kamil Fejfer
Kamil Fejfer
|

W PRL budowało się więcej mieszkań niż dzisiaj? "Bzdura" [OPINIA]

87
Podziel się:
Przedstawiamy różne punkty widzenia

W kontekście ostatnich dyskusji o wzroście cen nieruchomości wraca temat mieszkaniówki z czasów PRL. Mimo, że Polska Ludowa była krajem nieporównywalnie biedniejszym od współczesnej Polski, w pewnym momencie budowała wiele mieszkań. Ale czy było tak różowo jak sugerują niektórzy? Nic z tych rzeczy.

W PRL budowało się więcej mieszkań niż dzisiaj? "Bzdura" [OPINIA]
Polityka mieszkaniowa PRL odpowiadała na głód lokalowy wynikający z dużej dzietności (Adobe Stock, FotoDax)

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Rekordu z 1978 roku, jeśli chodzi o liczbę oddanych lokali, nie pobiliśmy zresztą do dzisiaj. Co prawda mieszkania nie były własnością ludzi, ale (niemal) każdy dostawał własne M od państwa. Wystarczyło po prostu ustawić się w kolejce i poczekać. A przynajmniej taka była narracja osób tęsknym okiem spoglądających w minioną epokę.

Jak więc wyglądała sytuacja mieszkaniowa obywateli naszego kraju w minionym systemie? I jak miała się do dzisiejszych realiów?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Mateuszem Żydkiem

Więcej mieszkań w PRL? Bzdura

Zacznijmy od tego, że stwierdzenie "w PRL budowało się więcej mieszkań niż dzisiaj" jest gigantycznym uproszczeniem, by nie powiedzieć bzdurą. PRL trwał niemal pół wieku i zarówno pomysły na politykę mieszkaniową, jak i jej realizacje wielokrotnie się zmieniały.

I tak np. kojarzony z flipperami proceder podziału większych mieszkań na mniejsze miał miejsce już w latach powojennych. Miało to zarówno komponent ideologiczny, jak i praktyczny.

Pierwsze lata po wojnie to ogromny głód mieszkań spowodowany zniszczeniami i wyżem demograficznym. Mało tego, nierzadko do tego typu mieszkań ludzi zakwaterowywano "z przydziału", co wywoływało liczne konflikty. Tego typu praktyk zaniechano w drugiej połowie lat 50. Warto pamiętać o zupełnie innym kontekście politycznym, gospodarczym i społecznym pierwszych lat po wojnie. Próby porównywania ówczesnego czasu z dniem dzisiejszym nie mają w zasadzie żadnego sensu.

Normatywy mieszkaniowe

Należy jednak wspomnieć o pewnej mieszkaniowej zasadzie, z której niewiele osób zdaje sobie dzisiaj sprawę, a która - przynajmniej oficjalnie - obowiązywała przez właściwie cały okres trwania Polski Ludowej. Chodzi o tzw. normatywy mieszkaniowe.

Wskazywały one nie tylko minimalną, ale również maksymalną powierzchnię, która przysługiwała mieszkańcom danego lokalu.

Pierwsze regulacje odnoszące się do powierzchni mieszkania zostały wydane w 1959 roku. Wtedy to mieszkanie z przydziału dla jednej osoby miało mieć powierzchnię 17-20 mkw. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że jest to sztandarowy przykład patodeweloperki.

Single zgodnie z regulacjami nie mogli mieć większych mieszkań niż owe 20 mkw. Powierzchnia M2 (mieszkania dla dwuosobowej rodziny) z kolei była określona na 24-30 mkw., a maksymalna powierzchnia M3 to 38 mkw. To więc to, co dzisiaj jest uznawane za patologię, w PRL było sankcjonowaną normą.

I działo się tak aż do 1974 roku, kiedy wprowadzono nowe normatywy.

Nie były one zresztą dużo większe. Mieszkanie jednoosobowe miało mieć 25-28 mkw., przydział dla dwóch osób oznaczał 30-35 mkw.

Dzisiaj mieszkania takiej wielkości są podawane jako przykłady kryzysu mieszkaniowego, za PRL dwuosobowa rodzina nie mogła dostać przydziału na większe mieszkanie niż 35-36 mkw. Warto o tym pamiętać, kiedy sławi się cud mieszkaniowy epoki Gierka.

I tu dochodzimy do najczęściej podnoszonej kwestii, jeśli chodzi o porównania dzisiejszego budownictwa mieszkaniowego i okresu PRL, czyli gigantycznego wysiłku poprzedniego systemu w zapewnieniu własnych czterech kątów możliwie dużej liczbie obywateli.

Wielka płyta i prawdziwe przyspieszenie

Jak wspomniałem, w okresie trwania Polski Ludowej nie mieliśmy do czynienia z realizacją jednolitej polityki mieszkaniowej. Zwłaszcza jeśli chodzi o liczbę oddawanych mieszkań.

  • W latach 50. rocznie budowało się w Polsce nie więcej niż 140 tys. lokali.
  • W latach 60. trend przyspieszył. W 1969 r. oddano do użytku niemal 200 tys. mieszkań.
  • Prawdziwe przyspieszenie natomiast nastąpiło w latach 70., kiedy rocznie budowano ich powyżej 200 tys. We rekordowym 1978 r. oddano ponad 280 tys. lokali.

Tego rekordu nie pobito do dzisiaj. I dla wielu jest to argument za tym, że PRL lepiej sobie radził z mieszkaniówką niż III RP. Nie tak szybko.

Zwiększenie prędkości budowy mieszkań było związane z wchodzeniem na szeroką skalę wielkiej płyty, czyli budownictwa prefabrykowanego. Oznaczało to, że wiele części bloków było wytwarzanych w fabrykach, a następnie elementy takie transportowano na miejsce budowy i ustawiano według dość podobnego schematu. Właśnie dlatego PRL-owskie mieszkania są do siebie tak podobne, jeśli chodzi o usytuowanie pomieszczeń.

Budownictwo prefabrykowane miało oczywiście swoje zalety - była to technologia pozwalająca na bardzo szybkie wznoszenie całych osiedli. Polityka mieszkaniowa PRL odpowiadała na głód lokalowy wynikający z dużej dzietności. Dzisiaj natomiast mówi się, że niska dzietność wynika między innymi z braku mieszkań. Co zresztą częściowo - ale tylko częściowo - jest prawdą. To pokazuje, jaką siłę mają zmiany kulturowe.

Złapanie pionu graniczyło z cudem

System budowy mieszkań oparty o prefabrykaty miał również wady. Wielka płyta nie była technologią doskonałą, same elementy nierzadko bywały kiepsko spasowane, przez co ekipy remontowe wkraczały do bloków zanim te zostały oddane do użytku. Większość osób po 30. pamięta jeszcze mieszkania z PRL przed współczesnymi remontami. Złapanie pionu nierzadko graniczyło z cudem, a próby ustawienia szaf równo przy ścianach zdradzały brak kątów prostych.

Wcale nie było łatwo otrzymać mieszkanie. Na przydział mieszkaniowy - z uwagi na i tak ograniczoną podaż w stosunku do potrzeb - czekało się latami, nierzadko ponad dekadę.

Żeby uzmysłowić skalę nienadążania za potrzebami - dzisiaj przy liczbie ludności około 40 mln (wliczając migrantów) w Polsce mamy około 16 mln mieszkań. Pod koniec lat 70., przy 36 mln obywateli, mieszkań było nieco ponad 9 mln.

Nie da się jednak ukryć, że państwo jako monopolista budowlany potrafiło zadbać o przestrzenie zielone i dostęp do instytucji publicznych takich jak żłobki, szkoły, czy przychodnie.

Jeśli chodzi o powierzchnie mieszkaniową też nie było w PRL zbyt dobrze. W najbardziej mieszkaniowo "płodnych" latach 70. średnia powierzchnia oddawanych mieszkań w żadnym roku nie przekroczyła 64 mkw. (co i tak było całkiem sporą wartością, ale głównie z uwagi na wysoką dzietność ówczesnych Polek). Tymczasem w ostatnim dziesięcioleciu średnia powierzchnia nie spadła poniżej 89 mkw. - średnią zawyżają w tym przypadku domy.

Fatalne lata 90.

To teraz przejdźmy do okresu bardziej współczesnego. Także dzisiejsza Polska nie ma jednego modelu mieszkaniowego. Zmieniała się przede wszystkim liczba oddawanych lokali. W latach 90. mieliśmy do czynienia z prawdziwą zapaścią. Od 1993 r. do wczesnych lat 2000 rocznie w Polsce oddawało się ich niecałe 100 tys. rocznie. Było to związane z brakiem dostępu do kapitału, zwłaszcza do kredytów.

I tu pojawia się największa różnica, jeśli chodzi o PRL vs. III RP. Choć oba systemy cechowała zmienność, jeśli chodzi o koncepcje mieszkaniowe, to było coś co drastycznie różniło oba systemy. W PRL monopol na budowę mieszkań miało państwo, obecnie mamy dominację rynku prywatnego.

Od 2019 r. rocznie oddaje się ponad 200 tys. mieszkań, czyli tyle ile w latach 70. Z pewnością większość z nich ma nieporównywalnie lepszy standard niż te z minionego systemu. Nie mamy również normatywów, jeśli chodzi o wielkość mieszkań.

Jednocześnie gorzej jest, jeśli chodzi o zaplanowanie dostępności terenów zielonych i dostępu do niektórych usług publicznych.

Nie ulega jednak wątpliwości, że dzisiejsza sytuacja mieszkaniowa jest znacznie lepsza niż za PRL. I choć bez wątpienia poprzedni system miał pewne zasługi w budowaniu mieszkań, to jednocześnie nie należy mitologizować jego zasług.

Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o ekonomii, gospodarce i kulturze, współtwórca podcastu i kanału na YouTube "Ekonomia i cała reszta"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
nieruchomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP Opinie
KOMENTARZE
(87)
WYRÓŻNIONE
Raden
3 miesiące temu
Osiedle z lat PRLu .Duże przestrzenie ,Zielono ,szkoła żłobek ,przedszkole ,sklepy . Nowa .patodeweloperka ,betonoza,balkon w balkon ,nawet psa nie ma gdzie wyprowadzić ,żenada
MATYLDA
3 miesiące temu
Budowano całe osiedla domy rosły jak na drożdżach. Taka prawda o budownictwie w PRL-u !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Michał
3 miesiące temu
Urodziłem się w końcówce PRLu czyli już praktycznie dorastałem w "wolnej Polsce". Jeśli chodzi o mieszkania w PRL autor pisze że nawet 10 lat trzeba było czekać na mieszkanie z przydziału, a dzisiaj ile lat ludzie spłacają kredyt? 25-30 do tego są to kwoty które zjadają większość domowego budżetu, a w przypadku choroby albo innego nieszczęście możemy mieć problemy z regulowaniem rat i możemy wylądować pod mostem... Sam wychowałem się w wielkiej płycie i obecnie też mieszkam jako dorosły człowiek od 10 lat w wielkiej płycie i nie ma naprawdę tragedii. Na pewno osiedla z wielkiej płyty wygrywają lepszym położeniem, większą liczbą zieleni czy miejsc parkingowych, o infrastrukturze jak sklepy, szkoły, przedszkola, przychodnie lekarskie nie wspomnę. Uważam że mimo że te mieszkania nie były idealne ale też inne były czasy, inna technologie budowy i wymagania. Państwo chciało zapewnić w jak najkrótszym czasie mieszkanie dla jak największej liczby osób za co należy ich chwalić. W obecnych czasach ludzi dobrze zarabiających nie stać na zakup mieszkania w dużym mieście, a nawet na kredyt. Jako osoba która pracuje na kierowniczym stanowisku i naprawdę zarabiają dobre pieniądze jak na polskie warunki nie dostał bym kredytu na 3 pokojowe mieszkanie (całe szczęście kupiłem wiele lat temu moje zapuszczone mieszkanie po menelach i powoli remontowałem). To co mają powiedzieć młodzi ludzie którzy nie są programistami czy lekarzami ? Jak oni mają zakładać rodziny, mieć dzieci? Ktoś powie że na zachodzie ludzie nie kupują tylko wynajmują. Ok tylko ten na najem nie wydaje się jednej pensji przeciętnego robotnika magazynu czy sklepu. W Polsce każdy chce mieć swoje bo jak słyszymy jakie będziemy mieć emerytury to bez własnego mieszkania zostaniemy bezdomnymi kloszardami.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (87)
Pawel
miesiąc temu
Nieprawda mieszkania budowane w latach 1970 -1989 są lepszej jakości niż te budowane obecnie , dowodem na to jest to iż bloki te przetrwały 40 50 lat ,i służą nam do dziś co nie bylby możliwe w przypadku mieszkań developerskich - mniejszych droższych i o gorszym standardzie . budowanych również nieporównywalnie gorszych materiałów w bogatej ponoć Polsce .
men
3 miesiące temu
śmiem z uporem maniaka twierdzić,że mieszkań u nas ci wbród,tylko ludzie boją się je wynajmować,mam dwa mieszkania w Polsce,do emerytury będę pracować w Niemczech,w Polsce kupiłem już ładną działkę,sprzedam mieszkania postawię dom,w Niemczech też mam dom,ale to wiano córki,
polak
3 miesiące temu
bajdurzenie pseudo dziennikarza
Stop
3 miesiące temu
Stop kredytowi zero procent.
Darekk
3 miesiące temu
Kiedyś budowało się dla wszystkich teraz buduje się apartamentowce i robią prezentu dla synów córek kochanków polityków.
...
Następna strona