Rząd przekonuje, że opłata reprograficzna nie jest podatkiem, dodaje, że w innych krajach Unii Europejskiej funkcjonuje taka opłata, a sprzęt elektroniczny jest nawet tańszy. - Z propozycji ministerstwa kultury wynika, że opłata będzie pobierana przez urzędy skarbowe, rząd traci więc argument, że nie jest to podatek. Jeśli urząd skarbowy pobiera daninę z mojej kieszeni, to ja traktuję ją jako podatek, bez znaczenia, jakie jest jej finalne przeznaczenie - powiedział w programie "Money. To się liczy" Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska. Był też pytany, czy zapłacą wyłącznie producenci i importerzy. - Beneficjentem dozwolonego użytku jest każdy z nas. Importer i producent jest wyłącznie pośrednikiem między konsumentami a artystami, unijna dyrektywa mówi o tym jasno. Co do powoływania się na Niemcy, możemy w nieskończoność powtarzać, powołując się na dane Eurostatu, że najniższe ceny elektroniki w Europie są w Polsce, nie w Niemczech. Pomijam już kwestie portfela niemieckiego konsumenta, w porównaniu do polskiego. Nieprawdą jest też, że ceny nie wzrastają, bo mamy przykłady Niemiec, Włoch czy Hiszpanii, gdzie ceny poszły do góry adekwatnie do opłaty. Co więcej, w Niemczech opłata od smartfona to jest niecałe 1 euro, a w Polsce miałaby wynosić około 10 euro. Pamiętajmy, że jesteśmy troszeczkę biedniejszym społeczeństwem - dodał.