Czy wygrana Donalda Trumpa oznacza, że wracamy do wielkiego problemu na świecie - czyli wysokiej inflacji? Lider Republikanów składał wiele obietnic w kampanii, planuje także wpompować dużo pieniędzy w spółki i w gospodarkę, bo chce by był to "złoty wiek dla gospodarki".
- To wszystko zależy od tego, co zrobi dla polityki handlowej - ocenił w programie "Newsroom" WP Piotr Bujak, analityk PKO BP. - Jeśli szybko przejdzie do realizacji swoich zapowiedzi w kwestii polityki handlowej, tych agresywnych, mówię o cłach, to patrząc na szacunki, może to podnieść inflację w USA o 1 do 2 proc. To dużo z punktu widzenia amerykańskiego banku centralnego. Z kolei wyższe stopy w USA mogą sprawić, że obniżki stóp u nas, które są zapowiadane w przyszłym roku, nie będą tak duże - ocenia ekspert.
- Inflacja zwykle nie jest jednocykliczna. Jesteśmy teraz w dołku cyklu inflacyjnego i inflacja może znacząco wstrzelić. Ropa znacząco staniała, ceny były sztucznie utrzymywane przez administrację demokratyczną. W mojej ocenie ropa może drożeć. Kolejna rzecz to kwestia zadłużenia USA. Stopy procentowe obligacji są na poziomie 4,50 proc. Ja sobie złożymy tę rentowność i poziom zadłużenia w stosunku to PKB, to wychodzi nam duży problem. Liczba ta jest pewnie wyższa niż wydatki na obronność, czy na obsługę zadłużenia. Nie ma przestrzeni na wzrost rentowności. Co więcej, FED jest w stanie sterować tym rynkiem. Jest zapowiedź sprzedaży obligacji. FED nie ma zatem wielkiego pola manewru. Dużo ważniejsze od stóp jest zarządzanie bilansem. Jeśli będzie się źle działo w gospodarce, FED ma miejsce na podkupowanie obligacji, czyli takie dolanie oliwy do ognia - prognozuje dr Adam Drozdowski z Invalue.
rozwiń