Jemeńscy rebelianci Huti od połowy listopada 2023 r. atakują statki handlowe na Morzu Czerwonym. Twierdzą, że tylko te, które są powiązane z Izraelem oraz - od niedawna - z USA oraz Wielką Brytanią. Ruch Ansar Allah swojego oficjalnego celu, czyli wstrzymania wojny w Strefie Gazie, nie osiągnął. Ale bez wątpienia zwiększył presję na ultraprawicowy rząd Beniamina Netanjahu.
Tel Awiw coraz śmielej krytykuje m.in. Unia Europejska, która słowami Josepa Borrella domaga się utworzenia pełnoprawnego państwa Palestyna. Również USA wydłużają listę zarzutów wobec działań izraelskiego wojska. Trudno się temu dziwić. Liczba ofiar - jak informują Palestyńczycy - w Strefie Gazy przekroczyła 25 tys. Zachód ma powody, by naciskać na Netanjahu, nawet jeśli skrycie mu kibicuje w walce z Hamasem.
Problemy z międzynarodowym handlem
Działania Hutich uderzyły w szlak przez Morze Czerwone, który według ekspertów odpowiada za jedną trzecią ruchu kontenerowego na świecie i 40 proc. handlu między Azją i Europą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przed wybuchem kryzysu ok. 12 proc. ropy naftowej i 8 proc. skroplonego gazu ziemnego (LNG) przepływało właśnie przez Kanał Sueski. Jak podała kilka dni temu stacja Al Jazeera, dostawy ropy z Bliskiego Wschodu do Europy zmniejszyły się prawie o połowę w wyniku ciągłych ataków rebeliantów Huti.
Huti atakują. Ceny ropy rosną i nic nie zwiastuje zmiany
Aby omijać niebezpieczną cieśninę Bab al-Mandab, coraz większa liczba statków wybiera dłuższą i droższą drogę wokół Afryki. Wynajem jednostki Aframax, zdolnej przewieźć 700 tys. baryłek, podrożał od połowy grudnia ponad dwukrotnie - do 80 tys. dol. dziennie. Cena Suezmax (statek o maksymalnych wymiarach gabarytowych umożliwiających żeglugę przez Kanał Sueski) podniosła się o 50 proc., do 70 tysięcy dol. dziennie - podają analitycy e-petrol.pl.
Tymczasem ceny ropy na światowych giełdach raz rosną, raz nieco maleją, ale ogólnie rzecz biorąc, mają tendencję wzrostową. W piątek za baryłkę ropy typu Brent płacono na giełdzie w Nowym Jorku prawie 82 dolary. Za baryłkę ropy WTI płacono z kolei 76,7 dolara. Natomiast baryłka ropy Brent na giełdzie w Londynie kosztowała 82,04 dol., a ropa WTI - 76,77 dol. za baryłkę.
- Te zmiany nie są tak drastyczne, jak mogłyby być w "normalnej" sytuacji. Owszem, z jednej strony mamy podwyżki, ale z drugiej mamy dużo niższy od oczekiwań chiński popyt, a Chiny zawsze były motorem rynkowym - wyjaśnia w rozmowie z money.pl dr Jakub Bogucki, analityk e-petrol.pl.
Ekspert jednak przyznaje, że napięta sytuacja na Bliskim Wschodzie, a co najważniejsze - obawy o dalszą eskalację konfliktu w regionie - stały się stałym czynnikiem, który podnosi i będzie podbijał ceny ropy.
Rynek do tego nie spodziewa się szybkiego unormowania handlu przez Morze Czerwone. Świadczy o tym np. fakt, że szlak przez Kanał Sueski omija brytyjski gigant naftowy Shell. Dyrektor generalny przekazał w rozmowie z "The Wall Street Journal", że w perspektywie krótkoterminowej przewiduje wzrost cen ropy o 5-10 proc.
Ryzyko rozlania konfliktu na Bliskim Wschodzie już wliczone w cenę
- Powodów do paniki przed brakiem paliw na pewno nie ma, ale sytuacja może się dużo bardziej skomplikować. Zwłaszcza jeśli włączyłyby się państwa trzecie, a przede wszystkim Iran - mówi dr Bogucki.
O tym, jak silne karty ma w tej sytuacji prezydent Ebrahim Ra'isi, money.pl pisał w połowie listopada. Największe obawy dotyczą blokady cieśniny Ormuz na Morzu Arabskim. Przesmyk jest najważniejszym na świecie punktem tranzytowym ropy naftowej. Przepływa przez niego ok. 20 proc. światowego surowca.
- Już sama możliwość blokady cieśniny Ormuz podsyca wyobraźnie inwestorów i ich poziom lęku. A to zawsze odbija się na cenie ropy - komentuje dr Bogucki. Z kolei Dawid Czopek, ekspert rynku ropy, prognozował dla money.pl, że blokada cieśniny podniosłaby ceny surowca do 150 dol. za baryłkę.
Ceny paliw stabilne - podaje Orlen. Ale to się może szybko zmienić
O konsekwencje napięć na Morzu Czerwonym spytaliśmy również Orlen. Koncern uspokaja jednak, że ceny paliw są stabilne. Podkreślmy w tym miejscu, że ceny ropy i gotowych produktów ropopochodnych to dwie różne kwestie.
"Ceny gotowych paliw na giełdach międzynarodowych (np. ARA: Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) uwzględniają obecne utrudnienia w transporcie na Morzu Czerwonym. Na razie nie widać trendów wzrostowych, które potencjalnie mogłyby przełożyć się na podniesienie cen detalicznych paliw na stacjach w Europie. Jednak wszystko zależy od dalszego rozwoju sytuacji w basenie Morza Czerwonego oraz innych czynników wpływających na poziom cen detalicznych" - odpowiada Orlen na pytania money.pl.
Ceny paliw w całej Europie, zależą m.in. od notowań gotowych produktów paliwowych na europejskich giełdach. Dodatkowo na ceny paliw na poszczególnych rynkach oraz w ofercie konkretnych dostawców wpływ mają także m.in. źródła pozyskania paliw, koszty surowców, obciążenia fiskalne oraz koszty produkcji i usług, w tym koszt energii, logistyki i koszty pracy - dodaje koncern.
Spytaliśmy również, czy wiadomo coś w sprawie transportu gazu LNG, które koncernowi ma dostarczyć QatarEnergy. Katarska firma zapowiedziała, że również jej statki będą omijać Morze Czerwone.
"Grupa Orlen nie odnotowała do tej pory zakłóceń w dostawach ropy naftowej mimo napiętej sytuacji na Morzu Czerwonym. Spółka nie widzi również ryzyka wstrzymania przez QatarEnergy dostaw skroplonego gazu ziemnego (LNG) do Polski. Orlen na bieżąco monitoruje sytuację na Morzu Czerwonym i pozostaje w stałym kontakcie z kontrahentami, aby w razie wystąpienia czynników mogących mieć wpływ na harmonogram dostaw niezwłocznie podjąć odpowiednie działania operacyjne" - odpowiada koncern i podkreśla, że podaż LNG jest zabezpieczona.
Jemeńscy rebelianci podbiją globalną inflację?
Problemy, które powodują ataki na Morzu Czerwonym, wykraczają poza rynki ropy i paliw. Agencja Bloomberga niemal codziennie informuje o rozlewaniu się kryzysu na kolejne branże. Głównie kłopoty wynikają z nagłego wydłużenia transportu gotowych towarów oraz materiałów do produkcji.
"Producent pojazdów elektrycznych Tesla ze względu na opóźnienia w dostawach planuje dwutygodniowe wstrzymanie produkcji w niemieckiej fabryce, natomiast szwedzkie Volvo ogłosiło trzydniowe przestoje w swojej belgijskiej fabryce" - informuje Bloomberg.
Brak materiałów uderzył też w niemiecki przemysł chemiczny. Przykładowo firma Gechem ograniczyła produkcję tabletek do zmywarek i toalet. Evonik, producent chemikaliów specjalistycznych, szuka z kolei alternatywnych tras dostaw.
Eksperci wskazują, że firmy, jeśli mogą, to pilne dostawy zamawiają transportem lotniczym. Ale ten najdroższy środek także drożeje wskutek rosnącego popytu. A to oznacza wzrost inflacji. Bloomberg podaje, że sieci handlowe jak Marks & Spencer czy Tesco ostrzegły klientów przed możliwymi podwyżkami cen.
Polska Izba Handlu na pytania money.pl o sytuację w krajowych sklepach odpowiada jednak, że kryzys "nie dotyka silnie sieci spożywczych".
"Wpływ rosnących kosztów transportu na inflację jest najwyższy w Europie i Stanach Zjednoczonych, gdzie podwojenie kosztów transportu może spowodować wzrost inflacji o 0,7 punktu procentowego w porównaniu do 0,3 punktu procentowego w Chinach. Oznaczałoby to wzrost globalnej inflacji o 0,5 punktu procentowego do 5,1 proc. w 2024 r." - wyliczają natomiast analitycy Allianz Trade.
Tymczasem przedsiębiorstwo żeglugowe Honor Lane poinformowało klientów, że spodziewa się, iż sytuacja na Morzu Czerwonym utrzyma się do sześciu miesięcy, a być może nawet roku - podaje serwis stacji CNBC.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl