- Zaangażowanie samorządów w dystrybucję węgla z całą pewnością ułatwi, czy zwiększy dostępność surowca, ale to nie rozwiąże kluczowego problemu. W wielu przypadkach jest tak, że do niektórych miejsc w Polsce węgiel nie dojechał a ten, który dojechał, nie pali się - powiedział w programie "Newsroom" WP Dominik Brodacki z Polityka Insight. - On się nadaje do spalenia w wielkich elektrowniach, w kotłach energetycznych, a nie w domowych piecach. Przedsiębiorca z Wielkopolski, o którym pisały media, kupił węgiel z Australii i on jest bezużyteczny, bo się nie pali. Filmiki są w sieci. Pamiętajmy także, że samorządy kupią węgiel za 1,5 tys. zł, a za pozostałe 500 zł będą musiały sfinansować koszty składowania i dystrybucji oraz całą linię sprzedażową. I nie wiem, czy te 500 zł pokryje wszystkie koszty, które muszą ponieść samorządy. To jest desperacja rządu. PiS wie, że rządowe sposoby dystrybucji zawiodły: kolej nie daje rady rozwieźć węgla, firmom prywatnym biznes się nie opłaca, więc zwrócili się do samorządów. Ciężko prognozować, kto na tym zyska, a kto straci.