O tym, że na rynek pracy idzie nowe, światowe media rozpisują się od miesięcy, a potwierdzają to analitycy i eksperci. Rozgaszcza się na nim pokolenie odrzucające kult pracy wyznawany od dziesięcioleci. Generacja Z, bo o niej mowa, przede wszystkim będzie się cechować indywidualizmem, co w tym przypadku oznacza, że dla nich najważniejsze będzie własne samopoczucie, a nie wyniki firmy, która ich zatrudnia.
Podejście pokolenia Z jest racjonalne – gdy mamy do czynienia z rynkiem pracownika, nie są oni zmuszeni do silnej konkurencji, nie muszą troszczyć się wyłącznie o swoją produktywność w pracy, ale też o wygodę, satysfakcję, zdrowie psychiczne, o zachowanie równowagi między życiem prywatnym a zawodowym – tłumaczy w rozmowie z money.pl dr Tomasz Gajderowicz z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Co to oznacza w praktyce? Inne podejście do pracy samej w sobie. W money.pl pisaliśmy już, że "zetki", w przeciwieństwie do swoich rodziców, a nawet do starszego rodzeństwa, nie zamierzają pracować ponad swoje siły. Sama praca nie jest dla nich czymś, co ich definiuje. Istotne jest to, kim się czują i jacy są prywatnie, a nie to jak ważne stanowisko piastują i ile na nim zarabiają.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozwój jest najważniejszy
Zatrudnienie zresztą ma zapewnić im pieniądze na to, by mogli się rozwijać poza godzinami pracy, np. poprzez poszerzanie swoich kompetencji i umiejętności czy naukę języków. Mówiąc obrazowo, dla nich nie tyle "bez pracy nie ma kołaczy", ile "bez pracy nie ma szans na samorozwój". – Dla nich praca nie jest celem sama w sobie, jest środkiem do celu. Chcą też dbać o swoje dobre samopoczucie – zauważa w rozmowie z money.pl Dorota Marszałek, specjalistka ds. wsparcia projektów studenckich w Inkubatorze UW.
Co zatem będzie ich cechowało?
"Zetki" nie przywiązują się tak mocno do miejsca pracy, ważniejsza jest perspektywa awansu i rozwoju, nawet jeżeli to będzie oznaczało zmianę pracodawcy w krótkim czasie. Zwracają też uwagę na benefity, które pracodawcy oferują, a także na to, czy praca, którą przyjmują, jest zgodna z ich wartościami. Zawód, który nie odpowiada ich światopoglądowi, mógłby być dla nich dużym obciążeniem psychicznym. Wiele badań zresztą pokazuje, że poczucie sensu jest ważne w przeciwdziałaniu wypaleniu zawodowemu. Oni mają tego świadomość już na początku i to jest w nich wspaniałe – ocenia Dorota Marszałek.
Jej słowa potwierdza czwórka rozmówców money.pl w wieku od 23 do 26 lat, których zapytaliśmy o dotychczasowe odczucia związane z pracą, a także o oczekiwania względem obecnych i przyszłych pracodawców. Choć każdy z nich znajduje się na innym etapie zawodowej kariery, to wszyscy podkreślali, że najważniejsza jest dla nich jasno nakreślona perspektywa rozwoju. A gdy jej brakuje, to szybko wkrada się zniechęcenie.
– Zniechęcenie nie pojawiało się od razu, lecz po paru miesiącach w miejscach, gdzie moje obowiązki opierały się na tych samych, powtarzalnych czynnościach. Czułam, że się nie rozwijam. Zniechęcenie czułam też w momencie, gdy otrzymywałam nowe obowiązki i to, co robiłam, nie było zbytnio doceniane – opowiada money.pl 23-letnia Magdalena*, która studiuje psychologię i robi praktyki w zawodzie, a dorywczo pracuje w kawiarni.
Zawsze z uśmiechem zaczynałem nową pracę, nie odczuwałem nigdy jakiegoś zniechęcenia na starcie. Później było tylko gorzej. Zniechęcenie przychodziło średnio po trzech miesiącach, a jak na nie reagowałem? Zmieniałem pracę. W aktualnej pracy wytrzymałem już rok i mam wrażenie, że zniechęcenie powoli przekuwa się w przyzwyczajenie – przyznaje 26-letni Piotr, audytor środowiskowy, który niedawno obronił swoją pracę magisterską.
Jego słowa jak w soczewce skupiają postawę młodych Polaków, przed którą eksperci ostrzegają pracodawców.
Młodzi Polacy są znużeni zastanym rynkiem pracy
Opublikowane niedawno wyniki badania Pracuj.pl i Festiwalu Pracy JOBICON sugerują, że niechęć do wykonywanej pracy nie dotyczy jednostek, lecz jest to trend zależny od wieku pracownika. Autorzy raportu ostrzegają, że odsetek zadowolonych z pracy jest najniższy u przedstawicieli pokolenia Z.
Badanie pokazuje, że na rynek pracy właśnie wchodzi pokolenie osób wręcz wypalonych zawodowo już na starcie swojej kariery. Młodzi w wieku 18-34 lat wykazują najniższe zadowolenie z wykonywanej pracy. Najmniejszą satysfakcję z obowiązków zawodowych czerpią przedstawiciele generacji Z (18-24 lata) – 56 proc. z nich jest zadowolona z pracy. Nieco lepiej wygląda sytuacja przedstawicieli generacji Y (24-34 lata) – nazywanej też millenialsami – wśród których odsetek zadowolonych wynosi 59 proc.
Chociaż wyniki badania pokazują, że spadające zadowolenie z pracy to stały trend i z im młodszymi Polakami mamy do czynienia, tym większa jest wśród nich grupa niezadowolonych, to jednak przepaść widać przy porównaniu "zetek" i "igreków" z pokoleniem zbliżającym do emerytury. Wśród "baby boomerów" (pokolenia urodzonego w trakcie wyżu demograficznego po II wojnie światowej) zadowolonych z pracy jest 72 proc. badanych.
Skąd zatem wśród pokoleń Z i Y tak dużo zniechęconych?
To pokolenia ambitne, dobrze wykształcone i biegłe cyfrowo, które mają duże atuty pozwalające rozwijać kariery. Z drugiej jednak strony skala i intensywność zmian świata pracy w ostatnich latach sprawia, że te grupy, znajdujące się na pierwszym etapie swoich karier, są szczególnie narażone na wypalenie czy trudności mentalne. Dlatego tak ważne jest, by przedstawiciele generacji Z i Y potrafili zidentyfikować odpowiednich pracodawców, którzy pozwolą im odnaleźć odpowiedni balans i możliwości rozwoju – tłumaczy w komunikacie Jolanta Lewandowska-Bitkowska, HR Business Partner w Grupie Pracuj.
Czujesz znużenie? To zmienisz pracę
Autorzy badania podkreślają, że pierwszą reakcją młodych na znużenie pracą będzie zmiana pracodawcy. Przedstawiciele pokoleń Z i Y częściej deklarowali aktywne poszukiwanie nowego miejsca pracy (u "zetek" 46 proc. badanych rozgląda się za ofertami, u "igreków" – 45 proc.) niż ogół (38 proc.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Można się zatem spodziewać, że wśród młodych nasilać się będzie grupa pracowników nazywanych "job-hopperami". Jak już pisaliśmy w money.pl, to osoby, które nie potrafią długo usiedzieć w jednym miejscu i zmieniają pracodawców w czasie krótszym niż dwa lata.
W raporcie "Just Start vol.2: Studiując w świecie niepewnego jutra" Inkubatora UW badani studenci często podkreślali, że są gotowi na regularne zmiany miejsc pracy. Pobudki dla takiego zachowania są różne. Jedni potrzebują ciągle nowych bodźców i doświadczeń, inni – poszukują miejsca, w którym będą się czuć dobrze, a kolejni są niecierpliwi i nie chcą czekać latami, aż w danej firmie otworzy im się furtka do awansu.
Dr Tomasz Gajderowicz wyjaśnia, że dziś mają taką możliwość ze względu na warunki, jakie panują na rynku pracy. Osoby młode wchodzą na niego w czasie, gdy mamy do czynienia z rynkiem pracownika. Zapotrzebowanie na pracę jest silne, co pokazuje choćby niska stopa bezrobocia (w sierpniu 4,8 proc.). – To pracownicy zatem mogą dyktować warunki. Pokolenie Z z tego korzysta – tłumaczy.
Choć dziś pracodawcy wręcz konkurują o pracowników, ale to nie oznacza, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie. Mamy do czynienia z kryzysem na rynku surowców i przerwanymi łańcuchami dostaw. Kryzys gospodarczy jest wysoce prawdopodobny, szczególnie przy rosnących stopach procentowych i chłodzeniu gospodarki związanym z walką z inflacją. Wydaje się, że wkrótce rynek pracownika może być w odwrocie. Pytanie, jak przy zmieniających się warunkach poradzi sobie pokolenie Z – zastanawia się ekspert.
A jak ma się sytuacja w przypadku naszych rozmówców? Wszyscy przeżyli już zmianę miejsca pracy i to co najmniej pięciokrotnie. "Rekordzistą" jest Piotr, który przez sześć lat zawodowej kariery już miał dziewięciu pracodawców, także za granicą.
– Do pierwszej pracy poszłam tuż po maturze, jednak nie zostałam tam zbyt długo. Każde z miejsc pracy traktowałam jako jakiś etap w drodze do celu, nie przywiązywałam się do niego, bo było dla mnie oczywiste, że jest czymś tymczasowym. Dotychczas pracowałam w ośmiu miejscach – mówi money.pl Marta, 24-letnia fotografka i studentka.
Pokolenie wypalonych? Problem jest poważniejszy
Czy zatem mamy do czynienia z pokoleniem osób wypalonych zawodowo niemal na starcie kariery? Trzeba na ten problem spojrzeć szerzej. Zjawisko wypalenia, czyli reakcji organizmu na przewlekły stres wywołany m.in. nadmiarem pracy, niską płacą, czy niską kulturą pracy, spotęgowała pandemia koronawirusa.
W ucieczce przed zagrożeniem przenieśliśmy się na długie miesiące do domów, a wraz z nami – obowiązki względem pracodawcy. Granica między życiem prywatnym a zawodowym zaczęła się zacierać. Według raportu "People at Work 2022: A Global Workforce View" ADP, na który powołuje się serwis Prawo.pl, nawet co czwarty Polak może odczuwać skutki wypalenia zawodowego.
Poza tym w naszym kraju wciąż dobrze ma się kult pracy jako nadrzędnej wartości. Wystarczy przywołać słowa prof. Marcina Matczaka, który niedawno przekonywał, że tylko praca po 16 godzin dziennie zagwarantuje sukces. Nic zatem dziwnego, że jesteśmy jednym z najbardziej przepracowanych narodów na świecie. Według danych OECD w 2021 r. Polak przepracował średnio 1830 godzin w ciągu roku. To drugi najwyższy wynik w Europie i szósty wśród państw OECD.
A do tego dochodzi jeszcze kwestia nadgodzin. Według wspomnianego raportu ADP ponad jedna czwarta Polaków pracuje za darmo od 6 do 10 godzin tygodniowo w ramach wykonywania obowiązków zawodowych poza godzinami na to przeznaczonymi.
Osobny problem stanowi kwestia dodatkowych obowiązków nieuwzględnionych w opisie stanowiska, czy w umowie, na co zwracają uwagę nasi rozmówcy. – Przede wszystkim to, co mamy "na papierze", a jak jest w rzeczywistości, to dwie różne historie. W jednym z miejsc pracy połowa moich obowiązków nie była związana z tym, na co się pierwotnie umawialiśmy z pracodawcą. Wywołało to we mnie frustrację i w ostateczności zmieniłam pracę – opowiada money.pl 24-letnia Karolina, studiująca PR i pracująca w zawodzie.
Pracuj, ale się nie przepracuj
Być może właśnie w tym należy upatrywać przyczyn zjawiska "cichej rezygnacji" (lub też "cichego odejścia z pracy"), który w money.pl opisywaliśmy w artykule "Pokolenie Z ‘po cichu odchodzi z pracy’. Przed ich szefami stoi nie lada wyzwanie". Osoby nim dotknięte nie zamierzają "wypruwać sobie żył" w pracy ani robić nic więcej ponad to, co zrobić muszą. Wykonują wyłącznie te zadania, na które umawiali się wcześniej z pracodawcą i tylko w czasie 8 godzin pracy, gdyż cenią sobie swój czas prywatny. Eksperci zresztą są zdania, że młodzi w Polsce też już "cicho rezygnują".
Postrzeganie od strony moralnej zjawiska "cichej rezygnacji" może być dwojakie. Z jednej strony jest ono racjonalne, pozwala ono na zachowanie balansu pracownikom między życiem zawodowym a prywatnym, a z drugiej to zaburzenie długookresowej poprawności relacji pracownik-pracodawca (tzw. model gift exchange) i zatem znaczące utrudnienie dla pracodawców w prowadzeniu działalności w okresie rozwoju – uważa dr Tomasz Gajderowicz.
Aby utrzymać motywację u pracowników "cicho odchodzących", pracodawcy będą musieli znacznie zmienić swoje sposoby zarządzania. Odejdą polecenia i przemowy pełne pasji – inspirować będą raczej rozmowy i traktowanie podwładnych jak równych sobie. Zatrudnieni będą też oczekiwać pakietu benefitów, a także tego, że ich szef będzie dawać przykład i poza godzinami pracy przestanie odbierać połączenia ze służbowego telefonu i wysyłać e-maile. Opłaci się też wydłużenie przerw w pracy i skrócenie jej czasu.
Zdaje się zresztą, że wiatr zmian na rynku pracy wyczuli też politycy. Lider PO Donald Tusk w lipcu zapowiadał wprowadzenie pilotażu czterodniowego dnia pracy. Lewica natomiast poszła krok dalej i we wrześniu zaproponowała projekt ustawy przewidujący skrócenie tygodnia pracy z 40 do 35 godz.
– Mam nadzieję, że młodzi zrewolucjonizują rynek pracy i zasady, których oni potrzebują, a które dotyczą partnerskiego podejścia do siebie w miejscu pracy, staną się częścią kultury pracy w Polsce – kończy Dorota Marszałek.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl
*imiona wszystkich bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.