Wysoka inflacja oraz rachunki za gaz i energię drenują kieszenie Polaków. Pod górę mają także firmy, szczególnie właściciele małych i średnich przedsiębiorstw. Widać to już doskonale w statystykach. Z danych Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że w pierwszym półroczu 2022 r. przedsiębiorcy zawiesili ponad 161 tys. firm, a zamknęli 104,3 tys. To niemal o 29 proc. więcej niż rok wcześniej.
Jakby tego było mało, firmy muszą także stawić czoła zmianom podatkowym związanym z Polskim Ładem. Rosnąca płaca minimalna również wpływa na koszty prowadzania biznesu. Prognozuje się, że w przyszłym roku najniższa płaca przebije kolejny pułap i Polacy będą zarabiać co najmniej 4 tys. zł brutto.
Money.pl sprawdził, jak obecną sytuację gospodarczą komentują - i jak na rządowe plany zapatrują się przedsiębiorcy z regionów, w których do tej pory najbardziej ufano partii rządzącej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bastion PiS. "Cisną się same niecenzuralne słowa"
Gmina Godziszów, powiat janowski, woj. lubelskie. W miejscowości położonej niedaleko Kraśnika mieszka blisko 6 tys. osób. To bezsprzecznie bastion Prawa i Sprawiedliwości. Z danych PKW wynika, że na partię Jarosława Kaczyńskiego podczas ostatnich wyborów do Sejmu zagłosowało 88,87 proc. mieszkańców. PiS zanotowało także bardzo dobry wynik w całym powiecie janowskim. Oddano tam na tę partię 77,19 proc. wszystkich głosów.
Wójt gminy Godziszów Józef Zbytniewski w rozmowie z money.pl podkreśla, że w wiejskiej gminie na wschodzie Polski trudno szukać wielkiego przemysłu.
- Tutaj rozwija się głównie przetwórstwo. Mamy wiele kaszarni, w których produkowane są kasze. Rozwija się także transport. Wiele firm jest rodzinnych, które robią, co mogą, aby utrzymać się na rynku. Wiadomo, że koszty paliwa, czy energii odbijają się negatywnie na firmach - przekonuje wójt.
Czy w związku z obecną sytuacją gmina, która uznawana jest za bastion PiS, odwróci się od partii rządzącej?
To już niedługo pokaże urna podczas wyborów parlamentarnych. Co będzie? Nie wiem, ale widać, że ludzie nie są do końca zadowoleni z tego, co się dzieje. Sytuacja kryzysowa dotyka każdego. Nie widać jednak na scenie politycznej nikogo, kto by ją poprawił. Bo nie chodzi o zmianę dla zmiany, tylko o to, aby było lepiej - mówi wójt Józef Zbytniewski.
Jerzy Król w gminie prowadzi firmę, która zajmuje się transportem i przetwórstwem. Na stałe pracuje u niego sześć osób, w sezonie wiosenno-letnim zatrudnia nawet 50 pracowników. Mówi, że w ostatnich latach miał problem ze znalezieniem rąk do pracy.
Czy podniesienie pensji minimalnej będzie dla jego firmy problemem? - Na tę chwilę nie, radzimy sobie. Wychodzę z takiego założenia, że jak chce się mieć dobrego pracownika, to trzeba mu dobrze zapłacić. Bez motywacji nie będzie efektów - przekonuje w rozmowie z money.pl przedsiębiorca.
W gminie są także mniej optymistyczne głosy.
- Z punktu widzenia pracodawcy tak znaczący wzrost pensji minimalnej nie jest dobry, to kolejne obciążenie, które spada na nasze barki. Wolałabym się na ten temat nie wypowiadać, bo cisną się same niecenzuralne słowa na usta - przekonuje w rozmowie z money.pl mieszkanka powiatu, która jeszcze do niedawna prowadziła własny biznes. Rosnące obciążenia zmusiły ją jednak do zamknięcia firmy i szukania zatrudnienia gdzie indziej.
- Na szczęście znalazłam pracę, choć teraz nie jest o to łatwo. Każdy walczy z rosnącymi rachunkami. Jest źle i to widać. Trzeba pamiętać, że podwyżka pensji minimalnej, to także zwiększenie składek ZUS opłacanych przez przedsiębiorcę. Rosną koszty zatrudnienia, koszty surowców, ludzie coraz bardziej oszczędzają, a to wszystko przekłada się na sytuację firm. Teraz już każdy patrzy, aby starczyło im do pierwszego - mówi mieszkanka powiatu janowskiego, która aktualnie pracuje w firmie produkcyjnej.
"Sytuacja niektórych firm jest dramatyczna". Myślą o wyjeździe z kraju
Kolejną gminą, w której PiS osiągnęło bardzo wysoki wynik w 2019 r., jest gmina Kobylin-Borzymy (pow. wysokomazowiecki, woj. podlaskie). Tam na partię rządzącą głosowało 87,95 proc. wyborców.
Sylwia Łażewska-Łapus prowadzi w tej gminie kwiaciarnię "Żonkil". Kiedy pytamy ją o sytuację małych firm na rynku, na wstępie rozmowy przyznaje, że jest ciężko, a ona ma i tak łatwiej od innych.
Ja mam ten komfort, że nie płacę ZUS-u, tylko jestem na podwójnym KRUS-ie. To oznacza, że mam gospodarstwo rolne i dodatkowo prowadzę działalność gospodarczą. Różnica jest diametralna. Bo płacę składkę 900 zł na trzy miesiące, w przypadku ZUS-u to byłoby ok. 1400 zł za jeden miesiąc. Gdyby nie to, nie byłoby szans utrzymać firmę, którą prowadzę sama, nie mówiąc już o ewentualnych pracownikach - mówi money.pl właścicielka kwiaciarni.
Mieszkanka gminy Kobylin-Borzymy żali się, że nie tylko rachunki poszły w górę, ale także hurtowe ceny kwiatów. Wylicza, że jeszcze dwa lata temu zamawiając podstawową wiązankę na pogrzeb za 50 zł, bukiet składał się z pięciu margaretek, dodatkowych kwiatów, plus przybrania. Teraz za te same pieniądze dostaniemy co najwyżej dwie margaretki i jakiegoś goździka plus zielone dodatki.
- Mieszkam w gminie rolniczej, głównymi klientami są rolnicy. Jak oni dostają w kość, to my wszyscy dostajemy po kieszeni. Jest ciężko, nie da się ukryć; sytuacja niektórych firm - zwłaszcza tych małych - jest dramatyczna. Kres niektórych jest już blisko. Przy dobrych wiatrach, płacąc wszystkie zobowiązania, zostaje mi tysiąc złotych. Można powiedzieć, że to moja wypłata, ale w tym miesiącu nie zarobię nawet tyle, co najwyżej opłacę czynsz. Nie wiem, jak żyć. Daję sobie jeszcze pół roku. Jeżeli nic się nie zmieni, to bardzo poważnie będę rozważać opuszczenie z rodziną naszego kraju - mówi Sylwia Łażewska-Łapus.
Właścicielka kwiaciarni zauważa także, że w gminie widać zmęczenie obecną sytuacją. - Ludzie mają dość. Nie wiem, czy przy następnych wyborach PiS osiągnie tak samo dobry wynik. Widać już podział i rozczarowanie tymi rządami. Co z tego, że władza da nam 13., 14. emeryturę. Trzeba zrozumieć - żeby komuś dać, komuś innemu trzeba zabrać. Wiele osób już to dostrzega, niektórzy nie tego się spodziewali. Oczywiście są wyborcy, którzy zawsze będą głosować na PiS, ale coraz więcej osób już tego nie zrobi, choć i na PO nie mają zamiaru głosować, po prostu nie pójdą na wybory - mówi money.pl mieszkanka wiejskiej gminy.
Odwiedził ich książę. "Dziś nie ma oddechu"
PiS do tej pory mogło liczyć na spore poparcie także w warmińsko-mazurskim. Partia Jarosława Kaczyńskiego w całym okręgu olsztyńskim zdobyła w 2019 r. blisko 39 proc. wszystkich głosów. Ale i tam widać zrezygnowanie.
Kategorycznych ocen nie unika Halina Poboża, dyrektorka Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Giżycku.
Sytuacja jest beznadziejna. Przy tych obciążeniach, rosnących rachunkach, składkach na ZUS, kosztów zatrudnienia, można tylko rozkładać ręce. Utrzymujemy się ze składek przedsiębiorców, nie prowadzimy działalności gospodarczej. Zatrudniamy trzy osoby. Od tego roku do każdej z nich trzeba dołożyć po tysiąc złotych. Nie wiem, co będzie dalej. Po nocach nie śpię - mówi money.pl Halina Poboża.
Dyrektorka Cechu żali się, że najgorsze, co może być, to niespójność przepisów. - To bardzo utrudnia nam pracę. Do tego dochodzą coraz wyższe koszty prowadzenia działalności i tak pomalutku, pomalutku zbliżmy się do momentu, w którym firmy będą musiały decydować: być albo nie być - dodaje Halina Poboża.
Dżenneta Bogdanowicz prowadzi gospodarstwo "Tatarska Jurta" w samym sercu Puszczy Knyszyńskiej, w podlaskiej wsi Kruszyniany. To 3 km od granicy z Białorusią, 50 km od Białegostoku. W 2010 r. to miejsce odwiedził ówczesny książę Karol, aktualnie król Karol III. Właścicielka nie ukrywa, że to było dla nich wielkie wyróżnienie, ale potem przyszły gorsze czasy.
Pożar strawił cały nasz dobytek, potem były dwa lockdowny i 10-miesięczne zamknięcie ze względu na sytuację przy granicy z Białorusią. Dziś nie ma oddechu, tylko ciągła obawa. Od 2018 r. walczymy, szukamy światełka w tunelu i mamy nadzieję, że jakoś to będzie w dobie wysokiej inflacji. W rodzinie siła, więc się wspieramy - mówi money.pl Dżenneta Bogdanowicz.
Kruszyniany leżą w powiecie sokólskim. Tam w 2019 r. na PiS głosowało ponad 60 proc. wyborców.
Podwyżki dla trzech milionów Polaków
Od stycznia minimalna płaca wynosi 3490 zł brutto. W lipcu będzie to już 3600 zł brutto. Zmiana ta dotyczy w sumie 3 mln Polaków. Podwójna podwyżka nie jest jednak prezentem od rządu, a wynikiem przepisów, ze względu na zapisaną w budżecie na ten rok inflację przekraczającą 5 proc.
Taka podwyżka w warunkach galopującej inflacji i kryzysu energetycznego uderzy w przedsiębiorców i zatrudnienie - tak zmiany komentowała Konfederacja Lewiatan.
- Galopująca inflacja i niekontrolowane wzrosty cen energii są już realnym problemem w prowadzeniu działalności gospodarczej. Rząd powinien przedstawić konkretne działania na rzecz walki z inflacją i ograniczeniem kosztów działalności firm, zwłaszcza w kontekście łagodzenia rosnących cen energii. W miejsce realnych działań łagodzących następstwa inflacji i kryzysu energetycznego przedsiębiorcy otrzymują kolejną złą informację, której skutkiem z pewnością będzie wzrost bezrobocia - prognozował prof. Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan i przewodniczący Zespołu ds. budżetu i wynagrodzeń w Radzie Dialogu Społecznego.
W money.pl informowaliśmy, że w tym roku, pod koniec wakacji, kiedy rząd będzie dopinał budżet na 2024 r., czeka nas podobny zabieg. - Minimalna powinna podnieść się o ok. 13-15 proc., ale wzrost może być jeszcze wyższy - przekonywali nasi informatorzy.
13-15 proc. podwyżki oznaczałoby, że minimalna pensja wyniosłaby w 2024 r. ok. 4100 zł brutto.
Jak komentował w programie "Money.pl" prof. Witold Orłowski, podwyżka płacy minimalnej o ok. 15 proc. byłaby uzasadniona, ale już wyższe poziomy mogą zahamować spowolnienie inflacji, a nawet ją podbić. Profesor zaznaczał, że rząd przy decydowaniu o minimalnej nie kieruje się względami gospodarczymi, tylko politycznymi.
Malwina Gadawa, dziennikarka money.pl