Politycy PiS, broniąc Telewizji Polskiej przed zmianą władzy w spółce, czyli utratą kontroli nad przekazem TVP, stwierdzili, że "zamach" rządu Tuska na "wolne media" odbył się nie bez powodu 20 grudnia, bo wówczas w Brukseli uzgodniono pakt migracyjny, który - jak sugeruje Prawo i Sprawiedliwość - godzi w suwerenność i bezpieczeństwo kraju.
Nielegalne przejęcie mediów publicznych jest nowemu rządowi potrzebne, aby odciąć Polaków od niewygodnej prawdy. Chociażby o wyrażeniu zgody przez rząd Tuska na przyjęcie unijnego paktu migracyjnego, który zakłada przymusową relokację lub kary finansowe. Brońmy wolności! - taki apel opublikował w czwartek wieczorem były premier Mateusz Morawiecki.
Temat nielegalnej migracji od dawna jest w Europie używany do ostrej walki politycznej. Nie inaczej jest w Polsce, co wyraźnie widać było w ostatniej kampanii wyborczej. Rząd Zjednoczonej Prawicy straszył, że Donald Tusk, jeśli dojdzie do władzy, przyjmie do kraju tysiące migrantów z dalekiej nam kulturowo Afryki, Azji Centralnej czy Bliskiego Wschodu. Chodziło właśnie o pakt migracyjny Unii Europejskiej, który wprowadzić ma tzw. mechanizm solidarnościowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy pakt sprawi, że Polska będzie nagle zmuszona przyjąć tysiące migrantów, którzy nielegalnie dotarli do Europy? Kolejny raz okazuje się, że polityka i rzeczywistość niekoniecznie idą w parze.
Na początku zaznaczmy, że porozumienie ws. paktu migracyjnego między Parlamentem i Radą Europejską nie oznacza faktycznego przyjęcia konkretnych przepisów. Teraz ruszą prace nad szczegółowymi rozwiązaniami, które muszą jeszcze ratyfikować państwa członkowskie.
Innymi słowy - klamka jeszcze nie zapadła, choć do tego jest bliżej niż było jeszcze kilka dni temu.
Szybsza deportacja spod granicy Unii Europejskiej
Dokument na tym etapie wskazuje kierunki ustanowienia spójnej polityki dotyczącej nielegalnej migracji do UE. Jak mówi money.pl dr Marcin Gońda, kierownik Centrum Studiów Migracyjnych Uniwersytetu Łódzkiego, takich rozwiązań dotąd nie wypracowano, chociaż od kryzysu, powstałego po wybuchu wojny w Syrii, minęło już osiem lat.
Pakt ma uszczelnić granice UE m.in. poprzez stworzenie kolejnych ośrodków na granicach, w których osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową ze względu na prześladowania w ojczystym kraju będą czekały na werdykt ws. przyznania azylu.
Dokument przewiduje, że wnioski o azyl będą rozpatrywane szybciej. Sam fakt pochodzenia z tzw. kraju bezpiecznego może znacząco utrudniać takiej osobie przejście pozytywnie procedury azylowej - wyjaśnia w rozmowie z money.pl dr Gońda.
Krajem bezpiecznym jest ten, którego obywatele otrzymują najwięcej odmów o azyl. Chodzi np. o takie kraje jak Egipt, Indie czy Turcja, gdzie nie toczy się wojna, ani inne zjawisko - np. katastrofa klimatyczna - zagrażające bezpieczeństwu. Takie osoby niemal z automatu mają być odsyłane do kraju pochodzenia.
Unia chce kraje pochodzenia migrantów oraz państwa, przez które odbywa się nielegalna migracja, zachęcić do przyjmowania obywateli metodą kija i marchewki. Nagrodą ma być wsparcie gospodarcze. Karą - zaostrzenie polityki wizowej.
Relokacja migrantów w UE. Co czeka Polskę?
Bardziej restrykcyjne zasady wpuszczania do Unii Europejskiej - po m.in. obowiązkowym zdjęciu odcisków palców - mają zniechęcić do prób nielegalnej migracji do Europy.
Pakt migracyjny wprowadzić ma też zasady działania w sytuacjach kryzysowych. Chodzi o sytuacje wzmożonej presji migracyjnej, co np. ma miejsce w Grecji i Włoszech. Wtedy zastosowanie będzie miał mechanizm solidarnościowy.
- Mechanizm solidarnościowy miałby polegać na tym, że w sytuacji zwiększonej presji migracyjnej, państwa graniczne UE - bo to głównie ich dotyczy - jak Polska, Grecja, Włochy czy Hiszpania, mogłyby poprosić inne państwa członkowskie o wsparcie. Albo w przyjęciu migrantów, albo w formie wsparcia finansowego, lub sprzętu - mówi money.pl dr Gońda.
Unia ustaliła w pakcie, że w sytuacji ogromnej presji migracyjnej, z którą notabene wciąż mamy do czynienia na południu i wschodzie Europy, relokowanych zostanie minimum 30 tys. migrantów. Ile dany kraj ma przyjąć, zależeć ma m.in. od PKB. Polska miałaby w tej sytuacji przyjąć do 2 tys. osób lub zapłacić za każdą ok. 20 tys. euro. Ekspert UŁ robi jednak w tym miejscu ważne zastrzeżenie.
Sugeruje się, że państwo członkowskie może się powołać na wyłączenie z mechanizmu, jeśli wcześniej doświadczyło zwiększonej liczby osób wnioskujących o azyl. Polskę przez jakiś czas, ze względu na przyjętych uchodźców z Ukrainy, ta procedura najpewniej by nie obowiązywała - mówi dr Gońda.
Działać tu ma matematyka. W myśl dokumentu, jeśli przyjęliśmy przykładowo 10 tys. osób, to ani nie musimy przyjmować kolejnych 2 tys. np. z Grecji czy Francji, ani nie musimy wypłacać za nich ekwiwalentu finansowego. W tym miejscu jeszcze raz jednak zaznaczmy, że dokładne zasady paktu będą dopiero wypracowane.
Obrońcy praw człowieka protestują
Pakt migracyjny zdaniem europejskich komentatorów jest zwrotem Brukseli na prawo. Organizacje zaangażowane w ochronę praw człowieka twierdzą bowiem, że dokument wyłącznie utrudnia dostęp do Europy, a także ubieganie się o ochronę, co swoją drogą zachęca do dodatkowej refleksji nad słowami prawicowych polityków, którzy alarmują przed nagłym wzrostem migrantów w Polsce wskutek decyzji Brukseli.
Organizacje typu Amnesty International czy Human Rights Watch akcentują zwłaszcza trudności, na jakie unijnej granicy napotka azylant, który pochodzi z "bezpiecznego" kraju. Pochodzenie z takiego państwa, jak argumentują, wcale nie oznacza, że migrant nie jest w ojczyźnie prześladowany ze względów politycznych, wyznaniowych czy rasowych.
- To porozumienie cofnie europejskie prawo azylowe na nadchodzące dziesięciolecia. Jego prawdopodobnym skutkiem będzie wzrost cierpienia na każdym etapie podróży danej osoby do ubiegania się o azyl w UE - skomentowała porozumienie Eve Geddie, dyrektor Biura Instytucji Europejskich Amnesty International.
Woda na młyn przemytników ludzi
Agnieszka Kosowicz, prezesa fundacji Polskie Forum Migracyjne, w rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że UE w pakcie skupia się wyłącznie na ograniczaniu dostępu do Europy, pomijając np. kwestie zmian klimatycznych, które prowadzą do tego, że duże obszary nieeuropejskie nie będą nadawały się do życia. Jest też wątek gospodarczy.
- Jeżeli będziemy się tak izolować, to nie będziemy mieć napływu legalnej siły roboczej, przez co padną europejskie gospodarki. A już w Polsce mówi się, że wpływy z pracy migrantów daleko przekraczają wydatki, jakie ponosimy na uchodźców - mówi Kosowicz.
Organizacje zajmujące się prawami człowieka argumentują, że szczelniejsze zamknięcie granic będzie wodą na młyn dla przemytników ludzi, co widać np. w USA.
- Gdy zamyka się legalne drogi i "uszczelnia", czy militaryzuje granice, to pojawia się tam coraz więcej przemytników. Im trudniej przekroczyć granicę, tym więcej mogą na ludziach zarobić. W ostatnich latach, gdy granica USA z Meksykiem była "domykana", miasta w północnym Meksyku zostały całkowicie opanowane przez kartele. Zrobiły sobie z tego żyłę złota, terroryzują całe miasta, policja nie jest w stanie nad nimi zapanować. Tylko w latach 2021-2022 udokumentowano tam 13 tys. przypadków gwałtów, rabunków i morderstw - mówiła niedawno Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, cytowana przez OKO.press.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl