Sprawa finansów partii Jarosława Kaczyńskiego przypomina jazdę górską kolejką. PKW wydała w tej sprawie dwie decyzje. Pierwszą, w sierpniu, odrzuciła sprawozdanie komitetu wyborczego PiS. Tym samym zmniejszyła dotację, czyli zwrot za kampanię wyborczą, oraz okroiła subwencję, czyli coroczny transfer z budżetu dla partii, które zdobyły co najmniej 3 proc. w wyborach parlamentarnych.
Druga decyzja zapadała 18 listopada. Wówczas PKW odrzuciła sprawozdanie partii PiS, co może skutkować zabraniem jej subwencji na trzy lata. W obu przypadkach PiS odwołał się do Sądu Najwyższego. W pierwszej sprawie stanowisko SN mamy poznać 11 grudnia, o czym niżej. W drugiej sprawie terminu rozprawy jeszcze nie znamy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A choć decyzji SN jeszcze nie ma, to resort finansów szykuje się do wypłat na podstawie wcześniej otrzymanych z Państwowej Komisji Wyborczej dokumentów. Komisja po sierpniowej decyzji wysłała pismo ze wskazaniem, jakiej wysokości subwencja powinna przypaść każdej partii. Resort finansów wypłaca te pieniądze w czterech ratach. "Wypłata IV raty subwencji za rok 2024 nastąpi w terminie do 30 stycznia 2025 r." - informuje resort finansów w odpowiedzi na nasze pytanie.
Pokazuje też, kto ile dostanie. I tak na najwyższą wypłatę może liczyć Platforma Obywatelska - to blisko 6 mln zł. Następna w kolejności jest Nowa Lewica (prawie 2,5 mln zł). Partia Jarosława Kaczyńskiego może liczyć na 2,1 mln zł, na nieco mniej Konfederacja (2 mln zł). Po niemal 1,9 mln zł mają otrzymać PSL i Polska 2050. Szczegółowe dane pokazujemy w poniższej tabeli.
Jak podkreśla MF, "tabela zawiera informację o planowanych do wypłaty środkach finansowych z tytułu IV raty subwencji za 2024 r., zgodnie z przysługującym na chwilę obecną uprawnieniem".
To zastrzeżenie bierze się stąd, że, jak podkreśla MF, jest tu jedynie wykonawcą decyzji PKW. "Ministerstwo Finansów, zgodnie z obowiązującym stanem prawnym, działa na podstawie potwierdzeń, uchwał i informacji z PKW" - wyjaśnia resort.
Zamieszanie z ratami
Największe zamieszanie medialne dotyczy subwencji dla PiS. Z jednej strony są zarzuty tej partii, że MF samowolnie przestało wypłacać subwencję, z drugiej - część wyborców obecnej większości nie akceptuje żadnych wypłat dla partii Jarosława Kaczyńskiego.
Skąd się biorą zarzuty? Pierwotnie wyliczona przez PKW subwencja dla PiS po wyborach wyniosła prawie 26 mln zł, więc raty powinny wynieść blisko 6,5 mln zł. I takie dwie raty Andrzej Domański wypłacił za I i II kwartał. Jednak w końcówce sierpnia PKW uznała, że PiS nieprawidłowo wydał na kampanię 3,6 mln zł i zgodnie z prawem nałożyła karę w wysokości trzykrotności tej sumy, czyli 10,8 mln zł. Ta suma została odliczona i od dotacji, i od subwencji. Ta ostatnia została zmniejszona z niemal 26 mln zł rocznie do 15,1 mln zł, więc kwartalna rata spadła do 3,7 mln zł, co miało wpływ na płatności z całego roku.
Proszę sobie wyobrazić, że zablokowano nam subwencję za trzeci kwartał tego roku, do którego nikt nie może mieć wątpliwości. Minister finansów nam jej nie przekazał. I za czwarty kwartał też nie, dlatego że nam nie przekaże. To jest już kompletna aberracja - oburza się w rozmowie z money.pl Zbigniew Kuźmiuk z PiS.
Jak jednak słyszymy, resort finansów uznał, że ponieważ w dwóch pierwszych ratach wypłacił niemal 13 mln zł, to nadpłacił zredukowaną subwencję także za III kwartał, dlatego w październiku nie wysłał przelewu dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Natomiast w czwartym kwartale wyśle pozostałe do wypłaty 2,1 mln zł.
Cała subwencja pod znakiem zapytania
Teraz najważniejsze jest pytanie, co dalej z wypłatami po decyzji PKW z listopada, której konsekwencją może być definitywne zabranie PiS zredukowanej już subwencji na trzy lata.
MF podkreśla, że do czasu rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy złożonej przez partię PiS skargi na uchwałę PKW odrzucającą sprawozdanie roczne, partii będzie wypłacana subwencja w kwartalnych ratach, w wysokości, do jakiej jest uprawniona, czyli 3,7 mln zł na kwartał.
"Oznacza to, że na termin utraty prawa do subwencji dla partii PiS ma kluczowe znaczenie data, kiedy nastąpi ewentualne oddalenie skargi przez Sąd Najwyższy" - podkreśla resort finansów w odpowiedzi na nasze pytania.
Chodzi o to, że zgodnie z art. 38 d ustawy o partiach politycznych "termin utraty prawa do subwencji liczy się od początku kwartału następującego po kwartale, w którym nastąpiło oddalenie skargi przez Sąd Najwyższy". To bardzo zawiłe stwierdzenie oznacza, że żeby PiS utracił subwencję, jego skarga musi zostać odrzucona przez SN.
Jeśli stanie się to w grudniu, to od stycznia nie płynęłaby już subwencja, ale to mało prawdopodobny wariant, zważywszy że w przypadku pierwszej skargi 60-dniowy termin na jej rozpatrzenie przez SN nie został dotrzymany. Bardziej prawdopodobny jest taki, że decyzja zapadnie w styczniu czy lutym i wówczas zakończenie wypłat miałoby nastąpić od kwietnia, czyli po I kwartale 2025 r.
"Podkreślenia wymaga, że Ministerstwo Finansów nie jest adresatem ewentualnych orzeczeń Sądu Najwyższego. W przypadku rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego uwzględniającego skargę partii PiS, orzeczenie Sądu Najwyższego zostanie doręczone do PKW, która będzie podejmowała dalsze kroki w tej sprawie, a dopiero na tej podstawie Minister Finansów może podejmować czynności o charakterze materialno-technicznym, zgodnie z właściwością" - zastrzega resort finansów.
PKW nie uznaje Izby
Opisany wariant dotyczy sytuacji, w której SN zgadza się z decyzją PKW. Jeśli się nie zgodzi, trudno przewidzieć, co dalej, bo koalicyjna większość w PKW kwestionuje Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która zgodnie z ustawą o SN ma rozpatrywać skargi na decyzje PKW. - Ta większość zapowiedziała, że niezależnie od tego, co rozstrzygnie Izba Nadzwyczajna, oni tego nie będą honorować - komentuje Zbigniew Kuźmiuk.
Tymczasem PKW postanowiła wykonać prawny "manewr wyprzedzający" przed spodziewanym na 11 grudnia orzeczeniem Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN w sprawie skargi PiS na sierpniową uchwałę PKW, pozbawiającą PiS sporej części dotacji podmiotowej, czyli zwrotu kosztów ostatniej kampanii (PiS osobno skarży drugą uchwałę PKW z listopada, która pozbawia go prawa do subwencji partyjnej).
Przypomnijmy, że z jednej strony to ta izba SN m.in. stwierdza ważność wyborów czy rozpatruje skargi komitetów wyborczych i partii na decyzje PKW, ale z drugiej strony jest to izba nieuznawana przez obecną większość rządzącą i europejskie trybunały.
Na czym polega ów manewr ze strony PKW? Otóż większość członków Komisji właśnie zdecydowała o sporządzeniu wniosku do Sądu Najwyższego o wyłączenie wszystkich sędziów nieuznawanej Izby z orzekania w sprawie PiS. - To idzie w kierunku nieuznania orzeczenia Izby. Rękoma PKW chce się to wszystko załatwić - ocenia rozmówca znający kulisy sprawy.
Jak zauważa nasz rozmówca, jeśli Izba SN 11 grudnia odrzuci skargę PiS, problem niejako sam się rozwiąże, bo decyzja PKW z sierpnia stanie się prawomocna. Co więcej, zwiększy to prawdopodobieństwo, że w podobny sposób ostanie się listopadowa decyzja PKW w sprawie subwencji dla PiS - gdyż ta decyzja musiała zapaść niejako z automatu po pierwszej decyzji PKW w sprawie dotacji podmiotowej.
Jeśli jednak Izba SN podzieli argumenty PiS i nakaże PKW przyjąć sprawozdanie komitetu wyborczego PiS (a więc wypłacić całą dotację), wówczas pojawi się problem, czy takie orzeczenie uznać. Większość składu PKW najwyraźniej nie zamierza tego robić, stąd aktualnie szykowany wniosek o wyłączenie wszystkich sędziów z orzekania w sprawie PiS.
Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak tłumaczy w rozmowie z money.pl, że decyzja o złożeniu przez PKW wniosku o wyłączeniu sędziów Izby Kontroli SN od rozpoznania skargi komitetu wyborczego PiS zapadła większością głosów 5 do 3. Sam Marciniak nie brał udziału w tym głosowaniu. - Z uwagi na inne obowiązki nie uczestniczyłem w tej części posiedzenia, dlatego też pismo w tej sprawie podpisał zastępca, profesor Konrad Składowski - wskazuje szef PKW
Nie ukrywa, że jego nieobecność nie była przypadkowa.
Moim zdaniem ten wniosek jest niedopuszczalny, gdyż PKW nie jest stroną tego postępowania. Gdybyśmy byli uczestnikiem postępowania, otrzymalibyśmy zawiadomienie o terminie posiedzenia i wyznaczonym składzie. Poza tym niedopuszczalny jest wniosek o wyłączenie wszystkich sędziów Izby - przekonuje Sylwester Marciniak.
Nasi rozmówcy, znający kulisy obrad poniedziałkowego posiedzenia PKW, wskazują na ewidentną niekonsekwencję jej członków. Dwa posiedzenia temu przyjęła - wcześniej odrzucone - sprawozdanie Konfederacji za 2019 r., realizując tym samym orzeczenie nieuznawanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN.
Jak słyszymy, sprawa na posiedzeniu PKW przeszła stosunkiem 4 głosów "za" i 5 wstrzymujących się. Z kolei na ostatnim posiedzeniu miała miejsce podobna sytuacja - tym razem w stosunku do sprawozdania Porozumienia Jarosława Gowina. - Znów, po niewiele wnoszącej do sprawy dyskusji, doszło do głosowania. Skończyło się na 4 głosach "za", 4 wstrzymujących i 1 głosie "przeciw" w wykonaniu Ryszarda Kalisza, który twardo nie chce uznawać orzeczeń Izby - relacjonuje nasz rozmówca.
Na pewno powstaje pytanie, jaki wpływ długofalowo będzie miała decyzja SN i związana z nią decyzja PKW już nie tylko na pieniądze dla PiS, ale na stabilność systemu wyborczego.
Ile partie wydadzą na wybory? Wiemy, co planują
"Siedzimy na tykającej bombie"
- Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w kwestiach sądowej kontroli procesu wyborczego siedzimy na tykającej bombie - komentuje w rozmowie z money.pl dr Anna Frydrych-Depka, adiunkt w katedrze prawa konstytucyjnego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
- Do poniedziałku nie byłam skłonna wierzyć, że to Państwowa Komisja Wyborcza podpali jeden z wielu jej lontów, chcąc uniknąć konieczności wynikającej z treści art. 144 par 7 Kodeksu wyborczego (przyjęcia sprawozdania finansowego komitetu Prawa i Sprawiedliwości) w razie uznania złożonej skargi za zasadną przez sąd. Pozostaje mieć nadzieję, że lont jest wystarczająco długi, by wybuch nie nastąpił podczas wyborów prezydenckich, oraz że inne, krótsze nie zostaną podpalone. Doświadczenie ostatnich kilku lat uczy, że raczej jest to płonna nadzieja - ocenia.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl