Bilion złotych - to łączny koszt wszystkich obietnic, które pojawiły się w kampanii wyborczej. Tak wynika z wyliczeń money.pl i Forum Obywatelskiego Rozwoju. - To gigantyczna kwota, która pokazuje, że politycy mieli wyjątkowy rozmach. Obiecali nam wszystko, wręcz złote góry - powiedział w programie "Newsroom" Łukasz Kijek, szef redakcji money.pl. - Jako redakcja uznaliśmy, że trzeba to policzyć, bo taka jest nasza rola. Musimy patrzeć politykom na ręce. Tym bardziej, że politycy prawie nigdy nie mówią o tym, skąd na spełnienie obietnic wziąć pieniądze. Dlatego zachęcam do odwiedzenia strony wybory2023.money.pl, by dowiedzieć się, jaka jest prawda. Każda z tych partii zaproponowała ogromny wzrost wydatków publicznych w najbliższym czasie. Mówimy tak naprawdę o ogromnej dziurze w finansach publicznych - dodał Łukasz Kijek. - Najdroższy jest program Bezpartyjnych Samorządowców - powiedział Marcin Zieliński, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju. - Ale chciałbym jeszcze powiedzieć, jak nasz ranking powstał. Rząd PiS przedstawił projekt budżetu na przyszły rok, który zakłada deficyt na poziomie 170 mld zł i na tej podstawie dodawaliśmy to, czego w tym budżecie nie ma. Okazuje się, że nawet najtańsze programy zakładają, że w przyszłym roku będziemy mieć deficyt na poziomie 8 proc. PKB. To jest 300 mld zł. Tę kwotę nabiła obietnica zniesienia podatku dochodowego od osób fizycznych, która kosztuje 170 mld zł. Gdzie są te wydatki, które będziemy ciąć po drugiej stronie, by ten deficyt się nie powiększył? Obietnice są do spełnienia, ale trzeba powiedzieć szczerze: potrzebne jest podniesienie podatków. I to jest uczciwe postawienie sprawy. Nie ma poważnego traktowania wyborcy. Przy takich obietnicach, trzeba by podnieść VAT do 30 proc. Jestem ciekawy, kto by za tym zagłosował? - zastanawia się ekspert.