- Tu ludzie naprawdę zaczynają głodować. Na co dzień mam do czynienia z ludźmi, którzy nie mają za co żyć. Niejednokrotnie mają kredyty. Przyjechali do pracy w hotelach, restauracjach, nagle tę pracę stracili. Nie możemy na to pozwolić, bo za chwilę zaczną się samobójstwa – mówi Gerard Wolski, właściciel restauracji w Zakopanem. Na razie niewielka część przedsiębiorców zdecydowała się oficjalnie dołączyć do buntu. W Zakopanem to tylko jeden lokal. - Na razie nie mamy sygnałów oficjalnych, zobaczymy co się będzie działo. Ludzie boją się represji, może dlatego zwlekają z otwieraniem i czekają na innych – mówi pan Gerard. - Ja nie mam już nic do stracenia. Mam kredyty, za chwilę będę miał komorników z każdej strony. Mamy sytuację fatalną, obawiam się, że wiosną komornik wejdzie mi na dom. Przedsiębiorca zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą go spotkać. Policja już skontrolowała jego lokal. - Państwo powinno nas chronić. Teraz nas nie chroni, a nakłada na nas represje. Liczymy na niezawisłość sądów – mówi pan Gerard.