Inflacja i rosnące koszty życia skłaniają Polaków do częstszej emigracji zarobkowej. Główne kierunki wyjazdów to Niemcy i Holandia, ale zainteresowaniem cieszą się nawet tak egzotyczne kierunki jak Nowa Zelandia. W pierwszym kwartale tego roku kandydaci do pracy za granicą wysłali prawie 700 tys. aplikacji, aż o 90 proc. więcej niż rok wcześniej - wynika z danych OLX Praca. - To jest duży problem, bo on dotyczy 30-latków. I tu nie chodzi o to, czy oni mają oszczędności i są w stanie się utrzymać, tylko o brak dostępności mieszkań - powiedział w programie "Newsroom" WP Maciej Samcik, autor bloga subiektywnieofinansach.pl. - Znam osobiście dwie osoby w takim wieku, które niedawno wyjechały z założeniem, że już nigdy do Polski na stałe nie wrócą. Powód? Nie mają szans na kredyt mieszkaniowy w banku, bo brakuje im zdolności kredytowej. Płacą 3-4 tys. zł za wynajem, a tyle samo trzeba zapłacić w Berlinie, czy w Barcelonie. Wykształcenie i jakieś doświadczenie zawodowe mają. Zatem nic ich w Polsce nie trzyma. Wolą wyjechać i zarabiać w euro i są do przodu. Sytuacja w Polsce jest taka, że całe pokolenie Polaków może się spakować i wyjechać, bo nie ma tu perspektyw. Za wynajem czy kredyt mieszkaniowy na całym świecie zapłacą tyle samo, ale mogą zarobić dużo więcej. Nie wiem, czy można to zatrzymać. Rządzący muszą walczyć o niską cenę pieniądza. RPP nie może siedzieć i ziewać, licząc na to, że inflacja sama spadnie za 5 lat. Rząd też musi działać. Inaczej młodzi ludzie się spakują i wyjadą. Nie ma regulacji, które powodują, że powstaje więcej mieszkań. Na kontach w bankach leży 1 bilion 200 mld zł – to są oszczędności Polaków złożone na oprocentowaniu prawie żadnym. Banki zarabiają na tych pieniądzach miliardy. Te pieniądze mogłyby pójść na budowanie mieszkań dla tych, których na mieszkania nie stać - zauważa ekspert.