- Deweloperzy wciąż narzekają na brak procedur. Dla nich najlepiej byłoby, gdyby dostawali ziemię prawie za bezcen i od razu z pozwoleniem na budowę - powiedział w programie "Newsroom" WP Jan Mencwel, aktywista miejski z warszawskiego ruchu "Miasto jest nasze". - Tylko efekt będzie taki, że będziemy mieli coraz więcej patodeweloperki i osiedli, z których wszyscy się śmieją, tzw. osiedli łanowych, czyli domów identycznie wyglądających. To w ogóle nie przypomina struktury miejskiej miejskiej i psuje krajobraz. To nie są też dobre miejsca do mieszkania. A potem okazuje się, że tam nie ma żadnych usług publicznych: sklepów, chodników, przystanku autobusowego. Łupem deweloperów padają też zabytki, które nagle potem płoną. Miasta oddają zabytki deweloperom, a później wyrastają na ich miejscu osiedla deweloperskie. To jest ogromny problem. Dostępność mieszkań jest ograniczona, a do tego to co, pojawia się na rynku, jest poniżej wszelkich standardów. Mikrokawalerki zostały już tak opisane, że sami deweloperzy wstydzą się je tak określać. Ale ta oferta pokazuje, do jakiego punktu dotarliśmy na rynku. Ludzie są tak zdesperowani, by mieć gdzie mieszkać. Młode rodziny wprowadzą się na osiedla i odkrywają, że tam nie ma żadnych usług publicznych, wszędzie muszą dojeżdżać, stać w korkach i jakość życia bardzo spada. Mówi się o blokowiskach z wielkiej płyty i konotacje są negatywne, a to są bardzo dobre miejsca do mieszkania. Wówczas myślano nie tylko o tym, by wybudować budynki, ale żeby przestrzeń była zaplanowana. Są zielone skwery, place zabaw, jest cała infrastruktura. Dziś deweloperzy chcą jedynie sprzedać jak najwięcej metrów kwadratowych. Na Zachodzie jest inne myślenie. Deweloper stawia osiedle, ale oprócz tego musi postawić szkołę, przedszkole, park. To jest standard w Holandii, w Niemczech. Te regulacje sprawiają, że firmy zaczynają się bić o klientów, ceny mieszkań spadają. Tak się stało m.in. w USA - dodaje gość Wirtualnej Polski.