- Jeśli wysoko postawiony urzędnik Ministerstwa Finansów mówi, że "rząd na gwałt szuka oszczędności, bo pachnie rokiem 2008", to ja nie muszę niczego już dodawać - powiedział w programie "Newsroom" WP prof. Witold Orłowski z Akademii Finansów Vistuli. – Natomiast mówienie, że grozi nam kryzys z 2008 r. sugeruje, że nasze finanse są w świetnej sytuacji, ale globalne załamanie może doprowadzić do jakiejś zapaści. W 2008 r. nasze finanse były w bardzo dobrym stanie, a zagrożenie przyszło ze świata. Dlatego trafniejsze jest porównaniu do roku 2001. Teraz mamy do czynienia z fikcją. Realizujemy budżet, w którym inflacja wynosi 3,5 proc. To ułatwia realizację budżetu, bo to powoduje, że część wydatków jest zaniżana. Takiej sytuacji nie da się dłużej utrzymać, to się musi załamać. Na papierze budżet łatwo zamknąć. Wynagrodzenia rosną dużo wolniej od inflacji, dlatego strefa budżetowa protestuje. W pewnym momencie fikcja pęka i następuje gwałtowne pogorszenie finansów publicznych. Jak jeszcze do tego dołożymy wzrost kosztów zadłużenia i osłabienie złotego, to mamy katastrofę. To co wygaduje rząd, to jest zwykły bełkot. Mówienie o tym, że finanse są w świetnym stanie, to jest właściwie kabaret. O tym właśnie mówi anonimowy urzędnik.