Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze o polskich planach budowy elektrowni atomowych i protestach wschodnioniemieckich polityków, którzy chcą powstrzymać projekt. Władze powołują się m.in. na awarie jądrowe w Czarnobylu i Fukushimie. - Niemcom nie podoba się, że w ogóle istnieją w Polsce plany budowy elektrowni atomowej - powiedział w programie "Newsroom" WP Jakub Wiech z portalu Energetyka24.com. – Niemcy nie chcą, by w Europie Wschodnie powstawały takie inwestycje. Mówię tu o niemieckich politykach, społeczeństwo niemieckie już zmieniło zdanie i chce atomu. Niemieccy politycy obrośli w takie antyatomowe piórka, ale z tą postawą trzeba walczyć. To sprzeczne nie tylko z tym, co mówi nauka, ale także z tym, co pokazują przykłady pokazujące funkcjonowanie atomu. Francja zasilana jest w 70 proc. z atomu, Niemcy od energetyki jądrowej odchodzą i stawiają na odnawialne źródła energii. Wciąż jednak mają duży problem z porzuceniem węgla. Mimo gigantycznych nakładów pieniędzy Niemcom nie udało się zejść z poziomem emisji CO2 i doścignąć Francji. To pokazuje, jakie możliwości daje atom. Ludzie, którzy walczą z energetyką jądrową, są nieracjonalni. To jest głupota, trzeba to sobie jasno powiedzieć. Jest grupa państw, która ostro protestuje przeciwko atomowym planom Polski, ale nie jest to coś, co będzie blokujące. Przywoływanie przykładów Czarnobyla i Fukushimy jest niedorzeczne. To nie ma prawa się powtórzyć w technologii, które obecnie obowiązują. W Polsce nie ma ryzyka wystąpienia trzęsień ziemi i tsunami, a to właśnie te nałożone na siebie katastrofy doprowadziły do awarii w Japonii. Mamy bardzo bezpieczne technologie, które oferują partnerzy z USA, Korei, Francji. Wiemy, jak budować elektrownie jądrowe bezpiecznie. Przemysł atomowy wyciągnął z tych tragedii wnioski. W Europie widać zwrot ku elektrowniom atomowym. Przykładem jest Szwecja, która wygaszała reaktory, teraz do nich wraca. W Belgii i w Niemczech dzieje się to samo, bo jest presja ze strony opinii publicznej. To jest istotna zmiana, którą widać w czołowych gospodarkach europejskich – podkreślił ekspert.