Daniel Obajtek nie podał się do dymisji, jak zapowiadał, ale oddał się do dymisji obecnej rady nadzorczej, która prawdopodobnie zostanie odwołana po zbliżającym się nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Orlenu. Zdaniem ekonomisty prof. Tomasza Siemiątkowskiego ze Szkoły Głównej Handlowej najprawdopodobniej zrobił to, by otrzymać odprawę. – Pewna sekwencja doprowadziła do tej wczorajszej maskarady, bo tak trzeba to określić – stwierdził gość "Newsroom" WP i ocenił, że najpewniej w jego kontrakcie jest zapis, że w przypadku rezygnacji nie przysługuje mu odprawa właśnie. – To samo w sobie nie jest sensacyjne, że zastosowano ten trik. Bardziej niesmaczne jest to, w jaki sposób to zrobiono i po jakim czasie. Odprawa menedżerowi może się teoretycznie należeć. Nie chcę kontestować, czy miał do niej prawo, czy nie – prawo również w rozumieniu aksjologiczno-moralnym – tylko chodzi o to, że to wszystko nie trzyma się kupy. Mamy dzisiaj potężną publiczną spółkę w Polsce i jej prezes twierdzi, że odejdzie ze stanowiska. Po czym mijają trzy miesiące i on nie odchodzi, po czym kilka dni przed walnym zgromadzeniem, na którym miał zostać odwołany, zostaje odwołany przez "własną" radę nadzorczą – opisał. Dodał, że cała ta sytuacja się "wymyka nie tylko dobrym obyczajom, ale też cywilizowanym standardom korporacyjnym". – Przewodniczący rady, zapytany o to, dlaczego teraz odwołuje się pana Obajtka, po kilkusekundowym namyśle odpowiada: „bo taka była potrzeba”. Czyli to cały czas jest obraz tej degrengolady, która wynika z demoralizacji wszystkich ludzi, którzy te funkcje pełnili. A demoralizacja wynika z poczucia bezkarności – podsumował ekonomista SGH. Wskazał też, dlaczego jego zdaniem Daniel Obajtek nie poczekał na zmiany w radzie nadzorczej.
rozwiń