Dodatek do pensji, odgrzewany kotlet UW, miejsca pracy były gdy państwo do pensji dopłacało, gdy przestawało dopłacać miejsca pracy znikały bo powstawały one nie tam gdzie były potrzebne a tam gdzie popadnie, takie to były miejsca pracy, sztuczne, niepotrzebne, kosztowne.
Gospodarka działa inaczej - trzeba wygenerować popyt by powstała podaż a więc i produkcja, skutkiem wzrost PKB, wzrost wpływów podatkowych, wzrost ilości miejsc pracy więc i spadek bezrobocia - presja płacowa na przedsiębiorców co powoduje wzrost płac, generuje to dodatkowy popyt, wpływy podatkowe, wzrost PKB...i koło się kręci, innej drogi nie ma. Merkel dopłacała w kryzysie Niemcom na wymianę samochodów z nowych na nowsze bo to przynosiło podobny efekt dla gospodarki, dźwigało ją z kolan, jakoś nikt nie płakał, niemieccy ekonomiści to rozumieli, nasi to nadal beton marksistowski, nie łapią nowoczesnej ekonomii zawierającej w sobie pierwiastek socjologii. PiS jako jedyny to najwyraźniej rozumie, Polscy "eksperci" od ekonomii, dla których to powinien być elementarz w większości nie pojmują tak prostej zasady.
Już sama mowa o rozdawnictwie zamiast inwestowani to jakaś kpina z uczelni, która tych ekonomistów kształciła, nie ma czegoś takiego jak rozdawnictwo - to są nasze podatki więc jak już to oddawnictwo a inwestycje - kto ma je czynić, państwo ? Toż to jakiś marksizm totalny, państwo nie jest od inwestowania a od tworzenia klimaty pod inwestycje, które mają powstawać same tam gdzie są potrzebne (są od tej zasady pewne wyjątki) a one powstają jw - gdy ludzie mają pieniądze i spełniają swoje potrzeby co wymaga tych, którzy je zaspokoją (inwestorów).