Ponad połowa Polaków stanowczo sprzeciwia się wprowadzeniu opłaty reprograficznej. Rząd jest nieugięty, forsuje przepisy, przez które elektronika ma zdrożeć. - Jeżeli zapytać Polaków, czy należy wspierać kulturę, to oczywiście każdy powie, że tak, ale jak dołożymy informację, że ma to być finansowane z naszej kieszeni, a nie z gigantycznych koncernów, to wtedy opinia się zmienia - powiedział w programie "Money. To się liczy" Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska. - Nie dziwię się, że Polacy sprzeciwiają się tej opłacie, już pomijam kwestię cen i płacenia więcej na coś, czego do końca nie rozumiem. Jeśli weźmiemy urządzenia, które są na tej liście, dwa przykładowe, czyli telewizor i laptop. Kto z nas w dzisiejszych czasach wsadza pendrive'a do telewizora, żeby skopiować film? Wedle badań producentów telewizorów, jedynie około 0,1 proc. konsumentów sugeruje się przy zakupie tym, czy telewizor ma funkcję nagrywania. Jeśli chodzi o laptopy, one służą nam głównie do nauki i pracy zdalnej, a nie kopiowania filmów, książek czy muzyki. Z drugiej strony, zwolennicy opłaty często podkreślają, że obowiązuje ona wszędzie w Europie. Przykład Francji, która ma najwyższą stawkę tej opłaty w Europie, tam laptopów nie znajdziemy, dyski twarde oczywiście, jako nośniki pamięci, ale całych laptopów, jako urządzeń, nie ma - dodał.