Oczywiście wszędzie słyszy się o dobrej woli rządzących i chęci przychylenia im nieba. Ale w tle zakłada się drenowanie kieszeni. Byłem małym przedsiębiorcą przez ok. 30 lat. Dawałem zatrudnienie kilku osobom i każdą złotówkę starałem się lokować w rozwój firmy. Zaczynałem za czasów komunistycznych, a zakończyłem 6 lat temu w wieku 70 lat. Obiektywnie muszę stwierdzić że najłatwiej prowadziło się firmę w latach osiemdziesiątych, jeszcze za czasów komunistycznych. System podatkowy i ubezpieczeniowy prosty, przejrzysty i stabilny. Obywałem się bez księgowych, sam prowadziłem wszystkie rozliczenia i zajmowało mi to ok. 10 - 20 godzin w miesiącu. Resztę czasu mogłem poświęcić na pracę wspólnie z moimi pracownikami. Cały urząd skarbowy na miasto i powiat Częstochowa mieścił się w trzech pokojach. Podobnie było i z ZUS-em. Obecnie jestem emerytem z niewielką emeryturą w wieku blisko 80 lat, lecz mógłbym jeszcze coś dla dobra kraju zrobić, a i sobie kilka groszy dorobić. Tylko że specyfika tego że w efekcie była by sprzedaż raz na kilka miesięcy na wartość kilku tysięcy. Zatem co kilka miesięcy musiał bym firmę rejestrować, a póżniej po wykonaniu sprzedaży wyrejestrowywać lub zawieszać działalność. Przy obecnym systemie prawnym i organizacyjnym kompletna paranoja. Czy nie można by wzorem innych krajów wprowadzić dla osób na emeryturze limitu rocznego, a nie miesięcznego? A czy nie było by warte rozpatrzenie możliwości zwolnienia takich osób z obowiązku podatkowo - ubezpieczeniowego? Komu zależy na tym aby za wszelką cenę uniemożliwić legalne dorobienie sobie do emerytury? Czyżby obawiano się że emeryt własnoręcznie coś robiący na preferencyjnych warunkach jest zagrożeniem? Dla kogo? dla wielkich firm? Dla państwa? Chyba że chodzi o to żeby uniemożliwić aktywizację zawodową emerytów. Jak to się ma do głoszonych wielkich haseł i narzekaniu na brak rąk do pracy.