Jeszcze nigdzie nie widziałem ilości osób chorych. Wszędzie są jedynie potencjalnie zakażeni (piszę potencjalnie, bo jest to stwierdzone na podstawie jednego szybkiego testu o wątpliwej jakości).
Takich paradoksów można by mnożyć i potem się dziwią, że część osób ma wątpliwości.
Nawet jadąc oficjalnymi (lub raczej oficjalnie powtarzanymi, bo też część jest właściwie nie udokumentowana statystycznie) liczbami - 30k zakażonych, 80% bezobjawowych, do 20% z ciężkim przebiegiem choroby. Daje to całe 1,2k ciężkich (czytaj wymagających hospitalizacji) przypadków dziennie. Średni czas pobytu ciężkiego przypadku w szpitalu to 14 dni (to już oficjalna statystyka). Daje to około 17k osób w szpitalach zakładając, że dzień w dzień przez 2tyg stwierdza się 30k zakażonych (nie jestem na bieżąco, ale chyba tyle nie pękło ani razu).
Lecimy dalej w zeszłym roku z 95k łóżek w polskich szpitalach średnie obłożenie wynosiło niecałe 70% - daje to 28k wolnych łóżek, wszystkich się wykorzystać ze względów logistycznych nie da, ale niech to będzie 20k wolnych i możliwych dla zagospodarowania przez COVID. Bez żadnych zamykanych szpitali, bez żadnych przekładanych zabiegów - ew. kilka łóżek trzeba by przestawić z jednego końca szpitala na drugi i pomiędzy walnąć kurtynę powietrzną. Nawet takie nieinwazyjne działania dają wolne łóżka, to jak tych może w szpitalach brakować.
Od 36. do 44. tyg roku 2020 mamy dodatkowe 15,8k zgonów w porównaniu do roku poprzedniego, COVID (pomijając jak są liczone zgony na COVIDa i jak są "leczeni" chorzy) to całe 3,7k z tego. Ponad 3x więcej osób zmarło z powodu tej paranoi, niż z powodu COVIDa, a to dopiero początek. Pomijając ile osób umrze, bo "mógł(a) Pan(i) przyjść zdiagnozować tego raka w zeszłym roku, teraz już nic się nie da zrobić", to czekają nas jeszcze samobójstwa (czy to z powodów psychicznych, czy ekonomicznych), bezrobocie (spodziewajcie się, że to będzie się zaczynało co najmniej od 1), inflacja (produkcja spada, a gdzieś tą nadrukowaną kasę trzeba upchać - no ewentualnie jak bezrobocie gruchnie nagle, to najpierw możemy mieć na chwilę deflację, bo towar z magazynów trzeba będzie wypchnąć, zanim firma zbankrutuje), pogorszenie demografii (słaba ekonomia + trauma psychiczna = rozwody, a w najlepszym wypadku odroczenie decyzji o założeniu rodziny).
A wszystko żeby ograniczyć liczbę zgonów u ludzi, którzy niestety w większości i tak byli na łożu śmierci. Co do argumentu, że warto jakby dało się uratować choćby jedną osobę, no to problem w tym, że i tak się nie udaje, umierają inni, którzy nie muszą, a szkody ekonomiczne będziemy odrabiać następne lata.