Od kilku tygodni widoczny jest "rozjazd" w cenach paliw między Polską a Niemcami, Czechami, Słowacją, Litwą, a nawet Węgrami. Tankowanie tam jest coraz droższe, u nas kierowcy płacą coraz mniej. Czy to efekt kampanii wyborczej w Polsce?
- Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Rozbieżność w cenach sięgają 20 proc. - powiedział podczas gospodarczej debaty "Money.pl" prof. Paweł Wojciechowski z Instytutu Finansów Publicznych. – Dolar w ciągu miesiąca zdrożał o 8 proc., ropa na rynkach światowych poszła w górę o 12 proc. Cena paliwa w Polsce powinna być zatem odpowiednio wyższa. Po wyborach przekonamy się, jak wyglądały marże Orlenu i czy były wykorzystywane rezerwy interwencyjne. Problem polega na tym także, że mamy wielką monopolizację sektora i teraz jeden podmiot przed wyborami na telefon może zaniżać ceny. Tak samo było przed wyborami na Węgrzech, gdzie w końcu paliwa zabrakło. Teraz także inflacja wystrzeliła. Takie były skutki manipulowania cenami. Inflacja w Polsce, choćby z uwagi na to, co się dzieje z paliwami, spadnie. Gdyby tych sztucznych regulacji nie było, gdyby zadziałał sam rynek, odczyt za wrzesień byłby nadal dwucyfrowy, tymczasem mamy inflację w okolicach 8,5 proc. - dodaje ekspert.
- Jestem przekonany, że sterowanie gospodarką bardzo się obecnej władzy podoba. To jest PRL bis – uważa Andrzej Byrt, były ambasador RP w Niemczech i we Francji. - Rynek to jest skomplikowany mechanizm, który ma swoje reguły i ich nie można zmieniać ich ot tak. Do tego potrzebni są ludzie, którzy się na tym znają i wiedzą, jak to robić dla dobra swoich obywateli. Metody, które stosuje obecna władza, mogą doprowadzić nie tylko do dochodzenia przed określone organy, ale mogą wywołać katastrofę. Paliw może w końcu zabraknąć. Zresztą ostrzegał przed tym sam prezes Orlenu Daniel Obajtek przed świętami, kiedy przestrzegał przed scenariuszem węgierskim. Dziś sam ten scenariusz realizuje. Mam tylko nadzieję, że to wszystko nie wypłynie na polską gospodarkę tak jak stało się to na Węgrzech. Manipulacje cenowe, o których mówimy, świadczą także o tym, że te wybory nie będą równe dla wszystkich – przyznal Byrt.
rozwiń