Hyundai jasno zadeklarował, że nie zamierza porzucić najmniejszego modelu i10. Bo - o czym przekonałem się podczas testu - w świecie zdominowanym przez crossovery, takie "maluchy" wciąż mają sens. I wbrew pozorom, nadają się nie tylko do krótkich tras po mieście.
Hyundai i10 pojawił się na rynku w 2007 r. jako bardzo bliski krewniak modelu Kia Picanto. Był to jeszcze czas porządków w gamie koreańskiego producenta i nowy początek wyznaczony przez nową numerację - z literą "i" na początku. Od 2020 r. w salonach jest już trzecia generacja modelu i10. Do redakcyjnego trafiła usportowiona - nie tylko stylistycznie -wersja N Line.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mały, ale wariat. Ekonomia i osiągi Hyundaia i10
Pod maską znalazł się turbodoładowany silnik 1.0 T-GDI o mocy 100 KM i 172 Nm momentu obrotowego. Mało? W skali rynku motoryzacyjnego - oczywiście, że mało. Ale mówimy o samochodzie, którego masa własna to niewiele ponad tona. To w zupełności wystarcza, by koreański "maluch" był zwinny.
Nadwozie ma 367 cm długości, 168 cm szerokości i 148 cm wysokości. Hyundai i10 jest krótki i wąski, czyli idealny do miasta. I rzeczywiście, na standardowym miejscu postojowym ma wokół siebie jeszcze sporo wolnego miejsca. Bagażnik o pojemności 252 l w zupełności wystarczy dla singla lub pary. Rezygnacja z tylnej kanapy pozwoli powiększyć przestrzeń ładunkową do 1050 l.
Hyundai i10 we wnętrzu
Kokpit jest prosty i czytelny. Do większości zadań wystarczy wielofunkcyjna kierownica z przyciskami oraz ekran komputera pokładowego między dwoma zegarami. Na konsoli środkowej mamy dotykowy ekran do obsługi nawigacji. Klimatyzację wyregulujemy pokrętłami i przyciskami, które umieszczono pod nawiewami.
To praktyczne wnętrze, bez żadnych luksusów, z dużą ilością twardych tworzyw. W wersji N Line, jak na swój segment, wygląda po prostu dobrze. Pakiet dodaje tapicerkę N Line, metalowe nakładki na pedały, skórę na wieńcu kierownicy oraz gałce manualnej skrzyni biegów, a także czarną podsufitkę i czerwone akcenty.
Do dyspozycji są porty USB, klimatyzacja (do automatycznej trzeba dopłacić nawet w tej wersji), czujniki parkowania, elektrycznie regulowane lusterka, kamera cofania. I, jak już wspomniałem, 8-calowy dotykowy ekran z dostępem do multimediów i nawigacji. Łączy się z Apple CarPlay i AndroidAuto.
Proste są też tapicerowane fotele z manualną regulacją są przyzwoite. Między nimi znalazł się podłokietnik oraz uchwyty na napoje w tunelu środkowym. Za lewarkiem skrzyni biegów jest mała półka na telefon. W drugim rzędzie ilość miejsca nie imponuje, ale to nie jest auto rodzinne. Mimo to wnętrze Hyundaia i10 można uznać za dość przestronne, a przynajmniej nieciasne.
Projektanci z Korei Południowej nie zaplanowali dla modelu i10 dalekich tras pokonywanych z dużą prędkością, dlatego wyciszenie kabiny nie imponuje. W mieście hałas nie będzie dokuczać, ale na trasach szybkiego ruchu w środku robi się już głośno.
Zgodnie z oczekiwaniami, Hyundai i10 jest autem ekonomicznym. W mieście średnie zużycie benzyny to 6,5 l/100 km, a wyjeżdżając poza aglomerację, można liczyć na wynik w okolicach 5 l/100 km. Średnie spalanie w cyklu mieszanym to 5,5 l/100 km. Bak zmieści 36 litrów paliwa.
Maksymalna prędkość "malucha" to 185 km/h, jednak nie jest to auto do tak szybkiej jazdy. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje trochę ponad 10 s.
Ile kosztuje Hyundai i10? Ceny na polskim rynku
Hyundai i10 w polskim cenniku kosztuje od 54 tys. 600 zł. Jest to jednak najbardziej podstawowa wersja Pure, bez klimatyzacji (nawet manualnej) w standardzie. Bogatsza wersja Modern z 67-konnym silnikiem to wydatek 64 tys. 500 zł na starcie. Wersja N Line z silnikiem 1.0 T-GDI to minimum 74 tys. 500 zł. Doposażony w pakiety Tech, Comfort i lakier jak na zdjęciu, kosztuje 82 tys. 600 zł według cennika.
W międzyczasie Hyundai i10 przeszedł lifting i ceny obecnie startują od 67 tys. zł. W standardzie pojawiła się jednak manualna klimatyzacja. Obecnie wersja N Line wyceniona została na co najmniej 82 tys. 500 zł.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl